Bill Murray, Adam Driver, Chloe Sevigny, Tilda Swinton i kilkanaście innych gwiazd można zobaczyć w nowym filmie Jima Jarmuscha "Truposze nie umierają". Reżyser nawiązuje w nim do klasyki kina z żywymi trupami w rolach głównych. Film w kinach od piątku.
W 2013 r. w "Tylko kochankowie przeżyją" Jim Jarmusch zajął się wampirami. W swoim najnowszym filmie "Truposze nie umierają" reżyser opowiada o zombie.
Pełne dziwaków senne miasteczko Centerville nawiedzają żywe trupy. Walkę z plagą zombie toczą miejscowi policjanci oraz właścicielka domu pogrzebowego. Okazuje się, że żywe trupy są żądne nie tylko ludzkiej krwi, ale także rzeczy, które lubiły za życia – wina, leków psychotropowych, kawy, zabawek, mediów społecznościowych.
W "Truposze nie umierają" wystąpiła plejada gwiazd, nie tylko filmowych: Bill Murray, Adam Driver, Chloe Sevigny, Tilda Swinton, Steve Buscemi, Tom Waits, Iggy Pop, Selena Gomez, Rosie Perez, Danny Glover i raper RZA.
Jim Jarmusch, pytany podczas ostatniego festiwalu filmowego w Cannes ("Truposze nie umierają" był w konkursie głównym imprezy) o swoje filmowe inspiracje, wymieniał przede wszystkim horrory, m.in. Johna Carpentera. Wspomniał też reżysera George’a Romero.
Jest dla mnie szczególnie istotny, ponieważ zmienił sposób ukazywania w kinie zombie i potworów. W filmach takich, jak "Godzilla" czy "Frankenstein" pochodziły one spoza struktury społecznej. Tymczasem u Romero pochodzą z rozpadającego się społeczeństwa. Są równocześnie potworami i ofiarami
– wyjaśnił.
Za jeden z najważniejszych filmów wśród opowieści o żywych trupach Jarmusch uważa "Noc żywych trupów" Romero z 1968 r. To również jeden z ulubionych filmów Quentina Tarantino.
Zombie nigdy nie były tak wyrafinowane, tajemnicze i nie miały takich umysłów, jak wampiry. Były bezduszne, głupie i bezosobowe. Romero to zmienił
– powiedział Jarmusch magazynowi "Dazed" przy okazji premiery "Truposze nie umierają".
W swojej ostatniej produkcji Jarmusch w kilku scenach nawiązuje do "Nocy żywych trupów". Romero w swoim filmie nie tylko epatował szokującymi scenami i wylewał na planie hektolitry krwi. Poprzez historie o zombie krytykował społeczeństwo, które nie potrafi sobie poradzić w obliczu zagrożenia, a ludzie – żywi - okazują się często gorsi niż zombie.
Bill Murray, który w najnowszym filmie Jarmuscha zagrał policjanta polującego na zombie, miał już na koncie przygodę z żywymi trupami. W 2009 r. wystąpił w komedii "Zombieland" Rubena Fleischera.
Nie zapowiada się, by w najbliższym czasie zombie mieli zniknąć z kina. Reżyser "Ligi Sprawiedliwości" Zack Snyder, który w 2004 r. zadebiutował "Świtem żywych trupów" (to remake filmu George’a Romero sprzed 4 dekad) powrócił do tematu zombie i obecnie realizuje dla platformy Netflix horror "Army of the Dead". Z kolei w październiku 2019 r. będzie miał premierę 10 sezon serialu z umarlakami w rolach głównych, "The Walking Dead".
Być może twórców do filmów o zombie przyciąga fakt, o którym we wspólnym wywiadzie dla magazynu "Dazed" mówili Adam Driver i Jim Jarmusch.
"W filmach o zombie wyjątkowe jest to, że zabijanie jest usprawiedliwione, musisz likwidować zombie, żeby nie zaszkodziły żyjącym, dekapitacja maczetą uchodzi na sucho" – powiedział Jarmusch, a Kylo Ren z "Gwiezdnych wojen" przytaknął.