Na nic zdały się więc zabiegi Nerona, który zresztą okazał się wobec nieszczęścia władcą bardzo zapobiegliwym. Sam również stracił w pożarze piękny pałac. Wprowadził więc szereg ustaw mających na celu polepszenie doli tych, którzy zostali nagle bez dachu nad głową i dobytku, rozkazał zaprojektować nowe domy (w czym brał zresztą czynny udział), które miały być przestronniejsze i wygodniejsze, wytyczył szersze ulice i nowe place. Przy odbudowie zadbał też o ochronę przeciwpożarową – wprowadzono duże odstępy między budynkami, obowiązek posiadania sprzętu do gaszenia pożaru, a budowle nie mogły być już wznoszone tylko z drewna, zastosowano nawet kamień, który nie pękał szybko pod wpływem wysokiej temperatury.
Oczywiście Neron nie zapomniał o sobie – i tak w części Rzymu zaczął wznosić się ogromny pałac, a w zasadzie kompleks cesarskich budowli, zwany Złotym Domem Nerona (Domus Aurea). Ludzie szeptali, że miasto spłonęło właśnie po to, by ta siedziba powstała, i że Neron chciał być nowym Priamem i oglądać pożogę swego kraju. Swetoniusz opisał to niezwykle barwie:
Lecz nie oszczędził także ludu oraz murów ojczystego miasta. Gdy ktoś wśród ogólnej rozmowy zacytował po grecku: „Z moją śmiercią zgiń, ziemio, w płomieniach”, odpowiedział Nero również po grecku: „w moich oczach”…I dokładnie wykonał tę zapowiedź. Oto czując jakby odrazę do szpetoty dawnych budowli i ciasnoty oraz zawiłości ulic, spalił stolicę tak jawnie, że wielu konsularów, schwytawszy w swych posiadłościach pokojowców cesarza z pakułami i pochodniami, nie śmiało stawić im przeszkód. (…) Nero patrząc na ten pożar z wieży Mecenasa i rozkoszując się, jak mówił, „pięknością płomienia", odśpiewał „Zdobycie Ilionu” w swoim stroju aktorskim.
W związku z coraz głośniejszymi plotkami, cesarz musiał zwrócić uwagę ludu na innych „sprawców”. Wybór padł na chrześcijan, którzy wyznawali podejrzany zabobon.
Tacyt zapisał:
Nie ustępowała hańbiąca pogłoska i nadal wierzono, że pożar był nakazany. Aby więc ją usunąć, podstawił Neron winowajców i dotknął najbardziej wyszukanymi kaźniami tych, których znienawidzono dla ich sromot, a których gmin chrześcijanami nazywał. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany został na śmierć przez prokuratora Poncjusza Piłata, a przytłumiony na razie zgubny zabobon znowu wybuchnął nie tylko w Judei, gdzie się to zło wylęgło, lecz także w stolicy, dokąd wszystko co potworne albo sromotne zewsząd napływa i licznych znajduje zwolenników. Schwytano więc naprzód tych, którzy tę wiarę publicznie wyznawali, potem na podstawie ich zeznań ogromne mnóstwo innych, i udowodniono im nie tyle zbrodnię podpalenia, ile nienawiść ku rodzajowi ludzkiemu. A śmierci ich przydano to urągowisko, że okryci skórami dzikich zwierząt ginęli rozszarpywani przez psy albo przybici do krzyżów, albo przeznaczeni na pastwę płomieni i gdy zabrakło dnia, palili się służąc za nocne pochodnie. Na to widowisko ofiarował Neron swój park i wydał igrzysko w cyrku, gdzie w przebraniu woźnicy z tłumem się mieszał lub na wozie stawał. Stąd, chociaż ci ludzie byli winni i zasługiwali na najsurowsze kary, budziła się ku nim litość, jako że nie dla pożytku państwa, lecz dla zadośćuczynienia okrucieństwu jednego człowieka byli traceni.
Cztery lata później Neron, opuszczony przez senat i najbliższych współpracowników, z łatką szaleńca i podpalacza, popełnił samobójstwo. Co ciekawe jego grób długie lata był otoczony kultem i pamięcią społeczeństwa, co dowodzi, że mógł być całkiem sympatycznym i niezłym władcą.