Nowe standardy wprowadzają cztery wymogi:
- Pierwszym jest wymóg tego, aby odpowiednia ilość aktorów należała do „niedoreprezentowanej rasy lub mniejszości”.
W praktyce polega to na tym, że co najmniej jeden aktor grający rolę główną lub ważną rolę poboczną musi być Murzynem, Azjatą, Latynosem, Arabem itp. Dodatkowo, co najmniej 30% aktorów drugoplanowych musi należeć do środowiska LGBT, grupy etnicznej, być kobietami lub niepełnosprawnymi. Pierwszy standard wymaga również, aby fabuła filmu koncentrowała się na tych grupach.
- Drugi standard dotyczy ekipy tworzącej dany film.
Według niego co najmniej dwa stanowiska kreatywne, takie jak projektant kostiumów, kompozytor muzyki, reżyser, stylista czy producent, lub stanowiska szefów departamentów w danym studio muszą być obsadzone przez członków mniejszości etnicznych. Dodatkowo sześć mniej ważnych stanowisk w ekipie tworzącej dany film również musi być obsadzone przez takich ludzi.
- Trzeci standard dotyczy możliwości dostępu do kariery w przemyśle filmowym.
Aby go spełnić studnia muszą prowadzić szerokie programy bezpłatnych i płatnych staży dla członków mniejszości etnicznych. W wypadku małych niezależnych studiów muszą mieć co najmniej dwa takie staże.
- Czwarty standard dotyczy szefostwa.
Aby go spełnić studia muszą mieć wielu kierowników należących do mniejszości etnicznych lub seksualnych w takich działach jak marketing, public relations czy dystrybucja.
[polecam: https://niezalezna.pl/350924-nowe-zasady-przyznawania-oscarow-w-filmach-ma-byc-wiecej-mniejszosci-etnicznych-i-lgbt]
Chciałoby się wierzyć, że festiwale filmowe są organizowane po to, żeby wyłapywać na nich arcydzieła. Fachowcy oglądają - a my, zwykli odbiorcy, ufamy, że ci fachowcy potrafią oddzielić ziarno od plew i polecić nam do oglądania rzeczy naprawdę wybitne - a tymczasem się okazuje, że kryterium artystyczne jest coraz mniej istotne, a bardziej istotne są różne poprawnościowe politycznie cele.
- tłumaczył wiceminister kultury Jarosław Sellin.
Przekonywał, że „musimy coraz bardziej sceptycznie podchodzić do tych werdyktów wielkich festiwali i pamiętać, że tam zalęgło się w głowach szaleństwo”.
Pytany o to, czy polski film kandydujący do Oscarów będzie musiał spełniać wytyczne Amerykańskiej Akademii Wiedzy i Sztuki Filmowej, Sellin powiedział: „u nas zadbajmy o to, żebyśmy takich kryteriów nie wprowadzali i wysyłali tam po prostu film, który my uznajemy, że w kategorii filmów nieangielskojęzycznych może skutecznie powalczyć o jakąś nagrodę”.
Wiceszef resortu kultury zwrócił uwagę, że polskiego kandydata do Oscara wskazuje środowisko filmowe.
Czasem wokół tego różne dyskusje wybuchają: czy wskazano właściwy tytuł, najwybitniejszy polski film? Nie słyszałem jednak o takich pokusach, żeby tego typu absurdalne kryteria, które Akademia Oscarowa w USA chce wprowadzić, wprowadzano w Polsce.
- wyjaśnił.
Odnosząc się do sytuacji i kondycji kinematografii w Unii Europejskiej, Sellin powiedział: „wiemy i obserwujemy, że to poprawnościowe szaleństwo rozwija się, idzie dalej”.
Jest wielkie pytanie, czy to się kiedyś odwróci i czy jesteśmy w stanie to zahamować, czy też to będzie się toczyło dalej?
- podkreślił.
Wiceminister kultury przyznał, że ta sytuacja przypomina mu powieść George'a Orwella i „budowanie „Nowego wspaniałego świata” przez oszalałych ideologicznie doktrynerów lewicowo-liberalnych”.
I wszystko jest możliwe.
- ocenił Sellin.