W piątek, 6 października, amerykański turysta, żydowskiego pochodzenia, został aresztowany za zniszczenie starożytnych rzymskich posągów w muzeum w Jerozolimie. Rozbił tam bezcenne dzieła sztuki, w tym 1800-letnią rzeźbę głowy Ateny i posąg gryfa trzymającego koło losu greckiej bogini Nemezis. Mężczyzna twierdzi, że cierpi na „syndrom jerozolimski”… Ten akt wandalizmu „postawił pytania o bezpieczeństwo bezcennych kolekcji w Izraelu” i spowodował, że urzędnicy ds. dziedzictwa zastanowili się, dlaczego w Jerozolimie nastąpił wzrost podobnych ataków. Kilka dni później zaatakował Hamas.
Amerykanin twierdził, że rozbił posągi, ponieważ uznał je za „sprzeczne z Torą”. Ale obecnie, jego obrońca Nick Kaufman, temu zaprzecza, twierdząc że mężczyzna cierpi na rzekome zaburzenie psychiczne znane jako „syndrom jerozolimski”.
Zaburzenie to polega na tym, że ludzie w miejscach związanych z historią biblijną doznają psychicznego szoku, czasem utożsamiają się wręcz z postaciami biblijnymi. Psychiatrzy uważają, że dzieje się tak przy zderzeniu własnych wyobrażeń pielgrzymów dotyczących wizyty w Ziemi Świętej z rzeczywistością. Rocznie syndrom ten dotyka około 200 osób, głównie mężczyzn w wieku 20–30 lat. Pierwszy opisał to schorzenie Heinz Hermann w latach 30. XX wieku, ale źródła historyczne mówią, że być może występowało ono od wczesnego średniowiecza. Między innymi o „Fièvre Jérusalemienne", pisał Felix Fabri w XV wieku.
Odkładając syndrom jerozolimski na bok, był to akt ikonoklazmu i przemocy, podobny do sposobu, w jaki ISIS przestrzega skrajnej interpretacji islamu, który odrzuca użycie obrazów lub posągów w praktykach religijnych. Ten pogląd pochodzi z początków islamu, kiedy Prorok Mahomet opowiadał się przeciwko kultowi bożków i obrazów.
Eli Escusido, dyrektor Israel Antiquities Authority, powiedział, że zniszczenie artefaktów w muzeum stanowi „szokujący przypadek zniszczenia wartości kulturowych przez ekstremistów motywowanych religijnie”.