W National Gallery w Londynie trwa właśnie wielka wystawa poświęcona Albrechtowi Dürerowi. Media rozpisywały się o niej od miesięcy, ale od kilku dni bohaterką artykułów stała się… mucha. Nie byle jaka to mucha – owad namalowany został bowiem w centralnej części wczesnej kopii obrazu „Święta różańcowego”, którego oryginał znajduje się w Pradze, a na którym żadnej muchy nie ma. Trwają spekulacje czy była namalowana przez mistrza na praskim dziele i kto ją stamtąd usunął?
Mucha odmalowana jest ogromnie sugestywnie, w centrum kompozycji, na białym fragmencie płótna, na którym Madonna trzyma Jezusa. Owad jest nieproporcjonalnie duży w porównaniu do postaci na płótnie, więc prawdopodobnie miał powodować u widza wrażenie, że po prostu chodzi po powierzchni malowidła.
I faktycznie doświadczenie jest niezwykłe – większość osób zwiedzających wystawę muchy nie zauważa, ale jak raz się ją zobaczy to już na zawsze pozostaje główną bohaterką obrazu.
Oryginał „Święta różańcowego” został namalowany przez Dürera w Wenecji, w roku 1506. Sto lat później dzieło przewieziono przez Alpy do Pragi i prawdopodobnie zostało poważnie uszkodzone wojny trzydziestoletniej. Obecnie znajduje się w praskiej Galerii Národni. Od XVII wieku było kilkakrotnie gruntownie odrestaurowywane. Mucha już dawno zniknęła: albo odpadła wraz z fragmentem farby, albo konserwatorzy uznali, że jest… nieodpowiednia dla przedstawianego tematu. Naukowcy są jednak niemal zgodni co do tego, że na oryginale owad był. Rok po ukończeniu obrazu powstał wiersz, w którym Dürera nazywa się artystą „odważnej muchy”.
Skąd pomysł na umieszczenie jej na malowidle? Susan Foister, kuratorka wystawy w National Gallery stwierdziła, iż mogą być dwa powody. Jeden – mucha jest tam „jako symbol śmiertelności lub zła”, drugi – ma „zwrócić uwagę na kunszt artysty”. Historycy sztuki są podzieleni między tymi dwiema interpretacjami: wielu uważa, że mucha ma symbolikę religijną, kojarzy się z grzechem, zepsuciem, śmiertelnością, szatanem jako władcą much. Inni skłaniają się ku wersji, że to swoisty popis umiejętności twórcy, jego wizytówka i zabieg marketingowy.
Ale być może Albrecht podczas swojej podróży natknął się na dzieło innego malarza – Petrusa Christusa, przedstawiające mnicha z zakonu kartuzów. Tam mucha chodzi po krawędzi obrazu, tuż nad ramką z podpisem artysty.
Mnie najbardziej prawdopodobne wydaje się wyjście numer trzy: po prostu Dürer zażartował sobie ze wszystkich. Być może wyobraził sobie, że nieraz ktoś mimochodem będzie starał się przegonić namolnego owada, który chodzi w kościele po obrazie.