W średniowiecznej Anglii, ale i w Europie, w sztuce walki ćwiczyły się dzieci, które dziś chodziłyby do przedszkola. Oczywiście najpierw uczyły się posługiwać mieczami drewnianymi, dopiero po jakimś czasie dostawały prawdziwe. Już szesnastoletni chłopcy brali udział w turniejach na równi z dorosłymi. Wszyscy oczywiście umieli bardzo dobrze strzelać z łuku. Niestety uzbrojenie tanie nie było, a szczególnie zbroja była towarem luksusowym. Składało się na nią wiele elementów: hełm, napierśnik, kolczuga, spodniorajtuzy ze stalowej plecionki, tarcze naramienne, pikowana kurtka, nagolenniki, ochraniacze na kolana i łokcie, naramienniki, rękawice. Do tego dochodziły kopia, miecz, topór, sztylet i tarcza. Przeciętna średniowieczna zbroja ważyła około 35 kilogramów, a jej koszt był olbrzymi. Do tego trzeba jeszcze było mieć konia, a najlepiej dwa, zbroję także dla zwierzęcia, no i giermków, którzy pomagali zakładać te żelazne warstwy na rycerza.
Ponieważ nie każdego było stać na miecz, a broń ta wzbudzała respekt wśród przestępców, kwitł cały rynek wytwarzania mieczy tanich, z byle jakiego materiału, szczególnie popularnych wśród chłopów. Choć kiepsko wykonane nadawały się do bitki w karczmach i do wszczynania awantur, w związku z czym wprowadzono kolejne przepisy – tym razem regulujące, kiedy można miecze nosić. Przede wszystkim, jeśli nie było się rycerzem nie można było paradować z mieczem po Londynie i innych miastach, zostawiało się go na przechowanie. Nie wolno było wchodzić z mieczem do kościołów, ani do Parlamentu. Kiedy szło się „w gości”, broń oddawano przy wejściu odźwiernemu. Również studenci byli rozbrajani. Wiedzę musieli zdobywać bez posługiwania się ostrymi narzędziami.