Kilka lat później Dickens kupił sobie nowy dom w Londynie i nakazał architektowi przerobić jedno z pomieszczeń na łazienkę. Sam wykonał szkic jak zbudować odpowiedni prysznic, obudowany drewnem i zasłonięty nieprzemakalnymi zasłonami. Jak pisał „zimny prysznic stał się jedną z moich przyjemności i potrzeb życiowych. I nie dyskredytując bynajmniej ciepłych kąpieli, właśnie zimny natrysk zamierzam zainstalować w pierwszym rzędzie”. Zażyczył też sobie, by toaleta była odgrodzona od reszty łazienki, tak to uzasadniając „myślę (takie mam wrażenie), że kąpiący się będzie spokojniejszy i szczęśliwszy jeśli klozet nie będzie za bardzo rzucał się w oczy… nie ufam wystarczająco swym władzom umysłowym, by bezpiecznie założyć, iż mógłbym zaczynać każdy dzień przymusową kontemplacją tego urządzenia. Wierzę, że odbiłoby się to na częstotliwości moich wypróżnień”.
Dickens z córkami
Specjalny zakład specjalizujący się w instalowaniu pryszniców, przypomnijmy – ówczesnych nowości, zamontował urządzenie, które szybko wśród domowników zyskało miano „demona” ze względu na swoją moc. Już w pierwszym miesiącu „demon” zaszwankował, na co Dickens nie omieszkał złożyć skargi do zakładu. Przysłana na miejsce komisja orzekła, że trzeba zainstalować dodatkowy baniak z wodą o pojemności 1000 l, co pisarz natychmiast uczynił.
Tymczasem przyjaciele martwili się o jego zdrowie, mogące z powodu częstych kąpieli ulec pogorszeniu. Ale Dickens odpowiadał zatroskanym „szczerze wierzę, że niewymownie mi służy. Szok termiczny jest krótkotrwały i dotyczy tylko głowy, a ja mam niewiarygodną odporność na zmęczenie, co jak sądzę zawdzięczam temu urządzeniu. Uważam, że sprawdza się jako wyśmienity środek regenerujący, nie zabierający, a przeciwnie, dostarczający energii”. Zaś do przyjaciółki Angeli Coutts napisał „Nie widziałaś jeszcze tego straszliwego ustrojstwa!”.