Nagrodzeni zostali znani i lubiani: Willie Nelson, Gloria Gaynor, Chick Corea, The Chemical Brothers oraz Lady Gaga, ale bank z nagrodami rozbiła satanizująca 18-latka wpisująca się we wszystkie modne nurty politycznej poprawności rządzącej dziś show-biznesem. Billie Eilish odebrała bowiem statuetki w najważniejszych kategoriach: album roku, nagranie roku, piosenka roku, najlepszy debiut i najlepszy wokalny album pop.
Nie nagraliśmy „When We All Fall Asleep, Where Do We Go?”, żeby wygrać Grammy. Nie myśleliśmy, że kiedykolwiek i cokolwiek wygramy. Napisaliśmy płytę o depresji, myślach samobójczych, zmianach klimatu i o byciu złym gościem. Jesteśmy zaskoczeni
– mówiła 18-letnia wokalistka w czasie 62. gali nagród amerykańskiego przemysłu muzycznego.
Wracając do Lizzo, to ona również dostała statuetki (za piosenkę „Truth Hurts” i klasyczne wykonanie w konwencji R&B), podobnie jak The Chemical Brothers (dwie, za piosenkę „Got to keep on” i taneczny album elektryczny „No Geography”). Wychwalany za znakomity poziom album zespołu Tool „7empest” przechodzi do historii jako najlepszy metalowy krążek tego rozdania złotych gramofoników. O swoim istnieniu przypomniał nestor country Willie Nelson (piosenka „Ride Me Back Home”).
W jazzie triumfowali Esperanza Spalding, Brad Mehldau i Chick Corea, statuetkę odebrał też big band Briana Lyncha i trębacz Randy Brecker, znany m.in. ze wspólnego sukcesu z Włodkiem Pawlikiem (jedyny do dzisiaj laureat Grammy z Polski w kategorii jazzowej). Cieszy zdobycie lauru przez Angelique Kidjo, niezwykle w Polsce cenioną gwiazdę muzyki etnicznej (album „Celia”) i legendarną Glorię Gaynor, niegdysiejszą gwiazdę disco w kategorii klasyczny gospel („Testimony”). Zgodnie z oczekiwaniami Grammy za muzykę filmową otrzymali Lady Gaga i Bradley Cooper za „Narodziny gwiazdy” (tu również statuetka za piosenkę „I’ll never love again”), a za oryginalną partyturę – Hildur Guðnadóttir („Czarnobyl”).
Sensacyjne rozstrzygnięcie nastąpiło w kategorii nagrań wielokanałowych tzw. immersive recordings. Nominowany 28 razy do Grammy Norweg Morten Lindberg wreszcie otrzymał statuetkę za znakomity krążek „LUS” (dyrygent: Anita Brevik, Trondheimsolistene & Nidarosdomens Jentekor).
To znakomita wiadomość, wiele lat temu odkryłem Lindberga i jego wytwórnię 2L, kibicowaliśmy mu za znakomite rejestracje. Wreszcie przestaje być samotnym liderem w klasyfikacji najczęściej nominowany i nigdy nienagrodzony
– cieszy się Piotr Iwicki, który o płytach tego producenta i inżyniera dźwięku wielokrotnie pisał na naszych łamach.
„In Paradisum...” z zamieszczonego na tym krążku „Requiem” Andrew Smitha, dysku poświęconym pamięci o ofiarach masakry na wyspie Utoya, to dla mnie najlepsze nagranie minionego roku bez podziału na gatunki
– dodaje.
Największym zaskoczeniem 62. rozdania Grammy jest wygrana Wyntona Marsalisa w kategorii najlepsze solo instrumentalne za... „Violin Concerto in D/Fiddle Dance Suite”. Kolejne emocje za rok. Dziś wiemy tyle: chcesz Nobla? Pisz o zwierzętach uciskanych przez złego człowieka. Chcesz Grammy? Śpiewaj o zmianach klimatu.