2 czerwca 1943 roku wieczorem oddziały UPA, liczące ok. 1000 ludzi, wspierane przez lokalne bojówki otoczyły wieś Hurby. Napastnicy zaczęli mordować wszystkich Polaków za pomocą siekier i bagnetów. Ofiary torturowano, kobiety gwałcono przed zabiciem. Część zabudowań wsi spalono wraz z mieszkańcami ukrywającymi się w domach i stodołach.
Po zbrodni ocaleni z napadu uciekli w kilku grupach do Mizocza. Część z nich była po drodze wyłapywana i mordowana przez banderowców. Trzy dni po napadzie do Hurb przyjechała żandarmeria niemiecka z grupą Polaków, którzy pogrzebali ciała zamordowanych i ewakuowali do Mizocza ocalałe osoby.
Jedna z ocalałych, Irena Gajowczyk (z domu Ostaszewska), opisała po latach tragiczne wspomnienia z 2 czerwca 1943 roku (Głos Kresowian, nr 11/2003). Niespełna 7-letnia wówczas dziewczynka była świadkiem dokonywanego mordu na Polakach, którym odrąbywano na pniach głowy oraz inne części ciała. Widziała, jak Ukraińcy zabijają jej matkę (podcięto jej gardło i poodcinano piersi) i półtorarocznego brata. Podczas ucieczki przez las zakatowano z kolei jej ojca. Zrobił to jego przyjaciel, który często bywał u Ostaszewskich w domu. Sama Irena została ciężko ranna i wrzucona do mrowiska. Cudem przeżyła tę rzeź. Z piątki rodzeństwa ocalała tylko ona oraz jej siostra.
Atak na Hurby znalazł potwierdzenie w odezwie dowódcy wołyńskiej UPA Dmytra Klaczkiwskiego z czerwca 1943 roku, w której przyznał on, że UPA „puściła z dymem” tę wieś.