Któregoś dnia Rysiek usłyszał, jak Pudel czy ktoś inny proponuje mi działkę. Zareagował bardzo nerwowo. – Sam wpieprzony jesteś w to gówno i jeszcze chcesz, żeby ktoś w to wdepnął? – krzyczał. Od tego czasu nikt już w jego domu nie zaproponował mi ćpania.
Gdy siedziałem sam na środku pokoju, medytowałem, poczułem przypływ czegoś zimnego, czegoś, co wzbudziło mój strach. Po chwili stała się rzecz jeszcze dziwniejsza. Ktoś lub coś poruszało na szyi moimi koralami. A nikogo nie było. Nagle zaczęły burzyć mi się myśli. Wpadłem w jakiś obłęd, który popychał mnie do tego, żeby spróbować się zabić (...).Drzwi, nieotwierane od wewnątrz, otworzyły się za naciśnięciem klamki. Ktoś je otworzył. Od środka. I nie byłem to ja. A ze mną w domu nie było przecież nikogo… Ja leżałem już bardzo osłabiony w wannie i pamiętam, że gdy M. z kolegą weszli do łazienki, zareagowałem przedziwnie. Zacząłem krzyczeć nie swoim głosem, przypominającym głos deathmetalowego wokalisty. M. też była przerażona, wiedziała, że ten głos nie należy do mnie. Moja reakcja była bardzo dziwna, bo w ciągu kilku sekund wskoczyłem w spodnie i bluzę i wybiegłem z domu.
Autor zaprasza nas do niezwykłej wędrówki. Ścieżką tego wędrowania jest wiele burzliwych lat życia, jej zapisem - leżąca przed nami książka, a drogowskazem? Drogowskaz długo pozostawał ukryty, by objawić się dopiero po wielu latach (...) Dlatego warto otworzyć tę książkę, zaczynając od tego, co zdaje się błądzeniem po omacku, aby dotrzeć do sedna: »Niech dzięki czynią Panu za jego miłosierdzie za jego cuda dla synów ludzkich« (Ps 107).