Począwszy od dziś, najbliższe dni będą, a przynajmniej powinny być, wypełnione duchową refleksją i spotkaniem z najbliższymi przy świątecznym stole. O tym, jak najpełniej przeżyć Boże Narodzenie, opowiada „Codziennej” ks. prof. Waldemar Chrostowski – wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie, członek Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk, laureat Nagrody Ratzingera.
Wielu z nas, jeszcze zanim wstanie od świątecznego stołu, wzdycha z rezygnacją: „Święta, święta, i po świętach”. Jak nie zmarnować nadchodzących dni?
Pytanie o święta Bożego Narodzenia i ich przeżywanie to również, a może przede wszystkim, pytanie o sens i cel naszego życia. Cytowane przez panią powiedzenie utarło się nie tylko w odniesieniu do świąt, lecz także do rozmaitych wydarzeń i przeżyć, które są integralną częścią naszego życia. Ani się obejrzymy, a stajemy się dorośli. Zdajemy sobie wówczas sprawę, że szmat życia za nami i pytamy: kiedy to wszystko upłynęło? Ci, którzy nie umieją cenić życia i jego bogactwa, nie potrafią też należycie przeżywać świąt.
Czyli Boże Narodzenie to taki papierek lakmusowy, który testuje naszą duchową kondycję?
Właśnie tak. To papierek lakmusowy tego, kim jesteśmy jako ludzie, a także jako chrześcijanie. Życie chrześcijanina ma to do siebie, że powinno cenić każdą przeżywaną chwilę. Znaczna część czasu, który został nam podarowany, to codzienność naznaczona wieloma obowiązkami i pracą, a święta i uroczystości to sposobność do tego, byśmy się zastanowili nad sensem naszej codzienności i całego życia. Przez większość roku zadajemy sobie pytanie, jak przeżyć, jak skutecznie troszczyć się o to, by życie nasze i naszych bliskich było godne, czyli troszczymy się o jego materialną stronę, a w okresie świąt pytamy: jak żyć? To pytanie ma głęboki wymiar duchowy.
Reklamy krzyczą, że święta powinny być magiczne. Dla wielu ludzi są jednak zwyczajnie stresujące, chociażby ze względu na spotkania z rodziną.
Święta nie powinny być magiczne, bo magia nie ma nic wspólnego z wiarą chrześcijańską. Boże Narodzenie powinno być po prostu czasem zupełnie innym od pozostałych dni w roku. Co do stresów związanych ze spotkaniem z rodziną – jeśli się pojawiają, to jeszcze bardziej wyraźne staje się to, że coś w naszym życiu wymaga gruntownego przepracowania i poprawy. Spotkania z bliskimi powinny być źródłem radości, ożywiania przyjaźni, wzajemnej lojalności, wymiany myśli, podsumowania tego, co się wydarzyło, a także wspólnych planów na przyszłość. Jeśli tak nie jest, to oznacza, że więzi rodzinne zostały nadszarpnięte, osłabione czy nawet zapodziane. Boże Narodzenie stanowi dobrą sposobność, by to zmienić. Taką możliwość daje zwłaszcza wigilia, zwyczaj łamania się opłatkiem i składania sobie nawzajem życzeń. Jeśli komuś to przychodzi trudno, to znak, że spotkanie z najbliższymi i życzenia są bardziej potrzebne, niż mu się wydaje. A jeśli ktoś deklaruje, że składanie życzeń jest w jego wypadku niemożliwe, to zamyka się w sobie i izolując się od najbliższych, wskazuje na prawdziwy stan swojego ducha. Odkrywa swoją samotność, siostrą samotności zaś bywa rozpacz.
I nie jest też gotowy na przyjęcie Jezusa...
Nie nam o tym wyrokować. Jedno jest pewne: przyjęcie Dzieciątka odbywa się nie przez spojrzenia na nadsyłane pocztówki i życzenia, nawet nie przez patrzenie na żłóbek, który jest w kościele. Przyjęcie Jezusa to przede wszystkim przyjęcie Go podczas komunii świętej – to jest prawdziwa pełnia życia chrześcijańskiego.
Całość wywiadu z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim w świątecznym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#Waldemar Chrostowski
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Magdalena Jakoniuk