Polska zabijana, zakopywana w bezimiennych dołach, bita, okajdaniona, zelżona, wyklęta, zakłamana budzi się teraz właśnie – do godności, do prawdy, do sprawiedliwości. Wraca do nas ta Polska, która być powinna. Polska, w której bohaterowie stoją na cokołach, a zdrajcy i łotry, piętnowani i obleczeni w hańbę, znajdują swe miejsce w podręcznikach historii tylko jako przykład upadku moralnego. Tym powrotem był dla nas pogrzeb „Łupaszki” i tym też jest uroczysty pogrzeb Danuty Siedzikówny „Inki” oraz Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. To kolejny akord tej samej pieśni, którą słyszymy dlatego, że z sercem od lat śledzimy losy naszej Ojczyzny i z sercem zgłębiamy jej historię, że jesteśmy prowadzeni przez wspaniałych historyków i naukowców, którzy jak prof. Szwagrzyk nie ustają w staraniach, by przywracać szlachetną pamięć o tych, których skrzywdzono i za życia i po śmierci.
Walka o Pamięć Narodową
Ale też nadal cała rzesza osób powtarza fałszywe informacje o żołnierzach niezłomnych preparowane jeszcze w latach czterdziestych dwudziestego wieku przez sowiecką i ubecką propagandę. Dlatego bój o dobre imię bohaterów nie jest zakończony. A pogrzeb „Inki” i „Zagończyka” to z jednej strony zwycięstwo Prawdy nad kłamstwem, ale też z drugiej – zobowiązanie do dalszej walki o Pamięć Narodową.
„Inka” stała się symbolem nieugiętej postawy dla środowisk patriotycznych, harcerskich drużyn, czy części młodzieży. Ale teraz może i powinna być wpisana w takie narodowe treści, które bez trudu odczyta w przyszłości każdy, bo Danuta Siedzikówna staje w jednym szeregu z największymi postaciami naszej historii. Przesłanie „Inki”, które przekazała w wysłanym z gdańskiego więzienia grypsie: „Powiedzcie babci, że zachowałam się, jak trzeba” być może było sformułowane trochę inaczej. Nie zachował się przecież sam gryps. Znamy te słowa tylko z relacji ustnej. Jednak nie ma to większego znaczenia, gdyż ważny jest nie dosłowny dobór słów, lecz ich sens. A sens odczytuje się dopiero patrząc na całe, choć krótkie, życie tej bohaterskiej dziewczyny, na jej nieugiętą postawą do samego końca. „Niech żyje Polska!” – krzyknęli w tej samej chwili, w piwnicznym pomieszczeniu. Huk wystrzałów i dym. Do „Inki” nie ośmielił się strzelić żaden z żołnierzy z egzekucyjnego oddziału. Wszyscy mierzyli do „Zagończyka”. Mimo tego, że chwilę wcześniej obrzucali dziewczynę najgorszymi przekleństwami. Podporucznik Franciszek Sawicki wyjął pistolet i zabił ją strzałem w głowę. Zdążyła jeszcze wykrzyczeć ostatnie słowa: „Niech żyje »Łupaszka«!”. Dlaczego egzekutorzy do niej nie strzelali? Czyżby czuli i wiedzieli, że ta młoda, wrażliwa dziewczyna jest właśnie jak symbol? Że jest DOBRA? I to właśnie znak tego, jaką Dobro ma siłę, nawet wobec kopniaków, ciosów, kul karabinowych i najgorszych tortur? Nie wiadomo. Lecz przebieg egzekucji sam przez się stał się metafizycznym…
Cały artykuł Tomasza Łysiaka można przeczytać w aktualnym tygodniku Gazeta Polska
Reklama