PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

A Polska, gdy powstanie, to tylko z naszej krwi…

Jeszcze niedawno, gdy warszawskimi ulicami płynął długi, nieprzerwany potok ludzkich głów, gdy tysiące ludzi towarzyszyło ostatniej drodze pułkownika Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, gdy łzy

arch.
arch.
Jeszcze niedawno, gdy warszawskimi ulicami płynął długi, nieprzerwany potok ludzkich głów, gdy tysiące ludzi towarzyszyło ostatniej drodze pułkownika Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, gdy łzy napływały do oczu, gdy na lawecie spoczywała rycerska trumna przykryta biało-czerwoną flagą – mieliśmy wszyscy poczucie, że oto dane nam jest dotknąć czegoś niezwykłego. Bośmy wszyscy w tym kondukcie wiedzieli, że nie jest on żałobny, lecz radosny – że to pożegnanie i jednocześnie zmartwychwstanie. 

Polska zabijana, zakopywana w bezimiennych dołach, bita, okajdaniona, zelżona, wyklęta, zakłamana budzi się teraz właśnie – do godności, do prawdy, do sprawiedliwości. Wraca do nas ta Polska, która być powinna. Polska, w której bohaterowie stoją na cokołach, a zdrajcy i łotry,  piętnowani i obleczeni w hańbę, znajdują swe miejsce w podręcznikach historii tylko jako przykład upadku moralnego. Tym powrotem był dla nas pogrzeb „Łupaszki” i tym też jest uroczysty pogrzeb Danuty Siedzikówny „Inki” oraz Feliksa Selmanowicza „Zagończyka”. To kolejny akord tej samej pieśni, którą słyszymy dlatego, że z sercem od lat śledzimy losy naszej Ojczyzny i z sercem zgłębiamy jej historię, że jesteśmy prowadzeni przez wspaniałych historyków i naukowców, którzy jak prof. Szwagrzyk nie ustają w staraniach, by przywracać szlachetną pamięć o tych, których skrzywdzono i za życia i po śmierci. 

Walka o Pamięć Narodową

Ale też nadal cała rzesza osób powtarza fałszywe informacje o żołnierzach niezłomnych preparowane jeszcze w latach czterdziestych dwudziestego wieku przez sowiecką i ubecką propagandę. Dlatego bój o dobre imię bohaterów nie jest zakończony. A pogrzeb „Inki” i „Zagończyka” to z jednej strony zwycięstwo Prawdy nad kłamstwem, ale też z drugiej – zobowiązanie do dalszej walki o Pamięć Narodową.

„Inka” stała się symbolem nieugiętej postawy dla środowisk patriotycznych, harcerskich drużyn, czy części młodzieży. Ale teraz może i powinna być wpisana w takie narodowe treści, które bez trudu odczyta w przyszłości każdy, bo Danuta Siedzikówna staje w jednym szeregu z największymi postaciami naszej historii. Przesłanie „Inki”, które przekazała w wysłanym z gdańskiego więzienia grypsie: „Powiedzcie babci, że zachowałam się, jak trzeba” być może było sformułowane trochę inaczej. Nie zachował się przecież sam gryps. Znamy te słowa tylko z relacji ustnej. Jednak nie ma to większego znaczenia, gdyż ważny jest nie dosłowny dobór słów, lecz ich sens. A sens odczytuje się dopiero patrząc na całe, choć krótkie, życie tej bohaterskiej dziewczyny, na jej nieugiętą postawą do samego końca. „Niech żyje Polska!” – krzyknęli w tej samej chwili, w piwnicznym pomieszczeniu. Huk wystrzałów i dym. Do „Inki” nie ośmielił się strzelić żaden z żołnierzy z egzekucyjnego oddziału. Wszyscy mierzyli do „Zagończyka”. Mimo tego, że chwilę wcześniej obrzucali dziewczynę najgorszymi przekleństwami. Podporucznik Franciszek Sawicki wyjął pistolet i zabił ją strzałem w głowę. Zdążyła jeszcze wykrzyczeć ostatnie słowa: „Niech żyje »Łupaszka«!”. Dlaczego egzekutorzy do niej nie strzelali? Czyżby czuli i wiedzieli, że ta młoda, wrażliwa dziewczyna jest właśnie jak symbol? Że jest DOBRA? I to właśnie znak tego, jaką Dobro ma siłę, nawet wobec kopniaków, ciosów, kul karabinowych i najgorszych tortur? Nie wiadomo. Lecz przebieg egzekucji sam przez się stał się metafizycznym…

Cały artykuł Tomasza Łysiaka można przeczytać w aktualnym tygodniku Gazeta Polska

 



Źródło: Gazeta Polska

#Łysiak #Tomasz #śmierć #pogrzeb #Inka

Tomasz Łysiak