Polska lekarz kardiolog, Joanna Heyman Salvade pracująca w szpitalu w stolicy Lombardii we wstrząsającej relacji przyznaje, że pracownicy służby zdrowia w Mediolane, a w zasadzie na całym terytorium Włoch są po prostu wykończeni walką z koronawirusem. Jednocześnie przyznaje ona, że Włosi dopiero teraz „wreszcie zrozumieli, że większe skupiska są bardzo niebezpieczne”.
W szpitalach jest rewolucja. Te oddziały, które tylko można, przekształcane są z przeznaczeniem dla pacjentów z potencjalnym zakażeniem wirusem. W szpitalu, w którym wcześniej pracowałam, oddział intensywnej terapii kardiologicznej został przekształcony dla pacjentów, którzy mogą być zakażeni wirusem Covid-19 i mogą być intubowani.
- opowiada Polka.
Lekarka relacjonuje również, jak szpitale radzą sobie z przepełnieniem placówek i brakiem miejsc na oddziałach zakaźnych.
Kardiolodzy są kierowani głównie do pełnienia dyżurów na izbie przyjęć, a ich pacjenci są przenoszeni tymczasowo na inne oddziały, na przykład na okulistykę, gdzie są prowadzeni przez kardiologów. Izba przyjęć podzielona jest na dwie części; w jednej są potencjalni zarażeni wirusem, a w drugiej - inne przypadki.
- relacjonuje lekarka.
Joanna Heyman Salvade opisuje również sytuację w tamtejszych szpitalach wyjaśniając, że przychodnie są zamknięte i przeprowadza się tylko pilne operacje.
Według relacji doktor kardiologii niemal pusto jest w ambulatoriach, gdzie pobierana jest krew, bo mało ludzi przychodzi w tych dniach na takie badania.
Zwróciła uwagę na to, że dużo osób na ulicach dobrowolnie nosi maseczki ochronne i jednorazowe rękawiczki.
Heyman Salvade zaznaczyła, że pracuje w dużym centrum medycznym, w którym przy wejściu wszystkim - członkom personelu i pacjentom - mierzona jest temperatura.
Poczekalnie są właściwie puste i wszędzie są komunikaty, by pacjenci zostawiali obok siebie przynajmniej dwa wolne krzesła. Przychodzi w tych dniach bardzo mało osób.
- tłumaczy lekarka.
Na pytanie o życie miasta Mediolan w czasach epidemii, lekarka powiedziała, że „jest wyludniony, jest bardzo mało osób na ulicach. Jechałam trolejbusem, w środku były trzy osoby. Ludzie są bardzo zdyscyplinowani, zachowują zalecany dystans przynajmniej jednego metra-dwóch (metrów). To samo jest w metrze, pasażerowie siedzą daleko od siebie.
- tłumaczy Polka pracująca we włoskim szpitalu.
Lekarka informuje, że na ulicach widać dużo wolnych taksówek na postojach, co w tym mieście nigdzie wcześniej się nie zdarzyło.
Jeśli chodzi o dyscyplinę ludzi, to naprawdę jest wielka, bo wzięli sobie zalecenia władz do serca i wreszcie zrozumieli, że większe skupiska są bardzo niebezpieczne, a walka z wirusem polega na tym, że nie można dopuszczać do nowych zachorowań i trzeba izolować się od innych, gdyż nigdy nie wiadomo, kto może być nosicielem zarazków.
- podkreśliła polska lekarka z Mediolanu.
We Włoszech, z powodu koronawirusa zmarło 1016 osób. W całym kraju choruje obecnie ponad 12 tysięcy osób. Od początku kryzysu epidemiologicznego zanotowano we Włoszech około 15 tys. przypadków koronawirusa.