Marszałek Senatu który jest jednocześnie profesorem medycyny próbuje być medialnie aktywny w związku z trwającą w wielu krajach na świecie epidemią, wywołaną koronawirusem. Niedawno przy błyskach fleszy instruował jak należy myć ręce, zaliczając przy okazji kompromitującą każdego lekarza "wtopę". Grodzki naciskał dozownik kciukiem - czego zdecydowanie nie powinno się robić. Wczoraj okazało się, że jego troska o nierozprzestrzenianie się groźnego wirusa może być tylko „na pokaz”. Jak informują media, miał on odmówić obowiązkowego wypełnienia karty lokalizacji pasażera.
Jak poinformował portal tvp.info.pl marszałek senatu odbywał wczoraj lot z Monachium do Warszawy, a jednym z pasażerów samolotu była osoba powracająca z obszaru objętego epidemią koronawirusa.
Główny Inspektorat Sanitarny zaleca w podobnych przypadkach obowiązkowe wypełnienie przez wszystkich pasażerów kart lokalizacyjnych, które umożliwiają ich „namierzenie” w przypadku, gdyby któraś z tych osób okazała się nosicielem groźnego patogenu.
Z nieoficjalnych informacji portalu tvp.info wynika, że marszałek Grodzki miał z niezrozumiałych przyczyn odmówić wypełnienia wspomnianego dokumentu.
Grodzki miał tłumaczyć odmowę faktem, że jest „osobą publiczną”. Na skutek perswazji personelu medycznego, marszałek senatu ostatecznie wypełnił kartę lokalizacyjną.
- Próbowaliśmy uzyskać informacje dotyczące tego dziwnego, biorąc pod uwagę lekarskie wykształcenie i wysoką rangę polityka, zdarzenia. Skierowaliśmy do marszałka następujące pytanie: „Dobry wieczór Panie Marszałku, piszemy o tym, co się zdarzyło na Lotnisku Chopina w Warszawie, o odmowie wypełnienia KLP. Jaki jest pański komentarz w tej sprawie?” Nie otrzymaliśmy na nie odpowiedzi.
- podaje portal tvp.info.