
Wynajęty Airbus nepalskich linii lotniczych zabrał z Wuhanu 175 osób, w większości studentów, którzy wysłali zgłoszenie do nepalskiej ambasady w Pekinie. 10 osób początkowo zdecydowanych na ewakuację pozostało w Chinach – czterech Nepalczyków w ostatniej chwili zmieniło zdanie, a sześciu zatrzymali chińscy lekarze.
Na początku wybuchu epidemii rząd Nepalu nie chciał przeprowadzić ewakuacji, bowiem obawiał się niedostatecznej infrastruktury medycznej w kraju. Część Nepalczyków przebywających w Wuhanie również wolała zostać w Chinach twierdząc, że w razie zarażenia będzie miała lepszą opiekę w chińskich szpitalach.
Z czasem nastroje Nepalczyków zmieniły się i 185 osób poprosiło nepalską ambasadę w Pekinie o ewakuację. "Jeśli bylibyśmy nosicielami wirusa, władze chińskie przyjęłyby nas do szpitali" - powiedziała dziennikowi "The Kathmandu Post" Pramila Devkota, nepalska studentka w Wuhanie.
"Urzędnicy w Nepalu i nasi dyplomaci w Pekinie obawiają się, że możemy roznieść wirusa w Nepalu, co oznacza, że nie są przygotowani. Ale jesteśmy zdrowi i chcemy wrócić do domu"
- podkreśliła.
Urzędnicy przypominali, że wynajem samolotu nie stanowi problemu – logistycznym wyzwaniem dla władz chińskich było przebadanie ewakuowanych Nepalczyków i zgromadzenie ich w jednym miejscu przed ewakuacją. "Jak tylko powracający wylądują w Nepalu, musimy mieć odpowiednie miejsce do kwarantanny na lotnisku" - powiedział "The Kathmandu Post" Sushil Lamsal, zastępcą nepalskiej misji dyplomatycznej w Pekinie.
Na początku lutego mieszkańcy Bhaktapuru, sąsiadującego z lotniskiem, protestowali z czarnymi flagami przeciw wyznaczeniu budynków do kwarantanny w pobliżu miasta. "Budynki są blisko ludzkich osiedli. Jest wysokie ryzyko zarażenia. Domagamy się wyznaczenia kwarantanny w bezpieczniejszym miejscu z dala od ludzkich osiedli" - powiedział dziennikowi „The Himalayan Times” Rabi Chandra Lamichhane, mieszkaniec Bhaktapuru. Władze nie zmieniły jednak miejsca kwarantanny.
Dotychczas w Nepalu wykryto jeden przypadek zarażenia koronawirusem.