Nowy program dopłat do elektryków okazuje się nie być taki idealny, jak prezentowano go na konferencjach prasowych. Podlegający pod resort klimatu i środowiska Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej musi się tłumaczyć w kolejnych oficjalnych komunikatach z nieścisłości dotyczących wysokości dopłat. Pierwszy chętni na samochody elektryczne zrezygnowali z rządowego wsparcia.
Ministrowie rządu Tuska postanowili nie kontynuować programu poprzedników "Mój elektryk", ale napisali swój projekt. Tak powstał program "NaszEauto", który oficjalnie ruszył z początkiem lutego br.
Branżowe portale motoryzacyjne i ekonomiczne rozpisują się nad kolejnymi wykluczeniami, które zapisane są pomiędzy wierszami.
"Na dopłaty do zakupu samochodów elektrycznych przeznaczone zostanie 1,6 mld zł. Maksymalna kwota wsparcia wyniesie nawet 40 tys. zł." - czytamy na stronie resortu klimatu i środowiska.
Dopłatami objęte mogą być fabrycznie nowe elektryki i samochody używane w salonach dealerskich. Adresatami programu są osoby fizyczne i jednoosobowe działalności gospodarcze. Najpierw samochód muszą kupić i podpisać umowę leasingową, a w międzyczasie mogą wnioskować o dopłaty. Fundusze na ten cel mają być przeznaczone z KPO.
Opcji dopłat jest kilka ze względu na formę zakupu i przysługujące ulgi. Dodatkowo potencjalnym obiorcom programu proponowane są premie za zezłomowanie spalinowego samochodu i niski dochód - obie wynoszą po 5 tys. zł.
Wszystko wygląda obiecująco, do momentu wczytania się w meandry przepisów.
Szczegółowo jeden z przypadków opisał portalu e.autokult.pl. Bohater tekstu podpisał już wstępną umowę wstępną nabycia wymarzonego elektryka. Wszystko szczegółowo przestudiował obliczając swoje koszty i ocenił, że taka inwestycja mu się opłaca.
Jego uwagę przykuła jednak informacja, która w prezentacjach resortu się nie pojawiła - w niektórych przypadkach podane kwoty dopłat są netto. "W przypadku leasingu lub najmu pojazdu, kwota dofinansowania jest zależna od wpłaty własnej i liczy się tylko kwota netto. Jeśli więc wpłata własna do najmu lub leasingu wyniesie 35 tys. zł brutto, to dofinansowanie dla osoby prywatnej wynosi 28,5 tys. zł" - czytamy na stronie.
Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który przekazuje środki. potwierdził te informacje.
ZOBACZ TAKŻE: Opłaty za przegląd. Minister o szczegółach projektu
Drążąc dalej temat okazało się, że dopłaty po 5 tys. nie są formą bonusu, ale wliczają się w limit. Oznacza to, że "choć formalnie premię za złomowanie i niskie dochody można dostać, to zmniejsza się kwota podstawowego dofinansowania o te 5 lub 10 tys. zł, aby suma się zgadzała". Wpłacając 28,5 tys. zł netto i zgłaszają się po 5 tys. zł bonusu za złomowanie otrzymuje się dofinansowanie podstawowe w wysokości 23,5 tys. zł.
NFOŚiGW również i to potwierdza w oficjalnie wydanym komunikacie: "Przykład: kwota netto opłaty wstępnej wynosi 25 tys. zł oraz OOW wnioskuje o premię za zezłomowanie w wysokości 5 tys. zł – wysokość wsparcia wynosić będzie 25 tys. zł, przy czym wysokość wsparcia za opłatę wstępną wynosić będzie 20 tys. zł oraz 5 tys. zł za premię".
"Jeśli zaś chcemy skorzystać ze wszystkich bonusów, czyli jeszcze z kwoty 5 tys. zł za niskie dochody, to dochodzimy do wpłaty własnej wynoszącej 49,2 tys. zł, z czego 9,2 tys. zł to VAT. Oznacza to w praktyce, że mając niskie dochody, trzeba wyłożyć "z kieszeni" blisko 50 tys. zł, aby ubiegać się o pełne dofinansowanie" - czytamy na portalu branżowym.
Mimo, że program "NaszEauto" jest przygotowany dla jednoosobowych działalności gospodarczych i osób prywatnych, to najwięcej korzyści mogą mieć z niego osoby, które kupią samochód elektryczny za gotówkę. Wtedy otrzymają pełną kwotę dofinansowania. W przypadku leasingu i najmu, dofinansowanie nie zawsze będzie takie, jak podaje ministerstwo.
Pierwsi chętni po oszacowaniu potencjalnych korzyści, ocenili, że im się ten zakup zwyczajnie nie opłaca i zrezygnowali z zakupu elektryka, który sam w sobie jest dość kosztowną inwestycją.