Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Gospodarka

Coraz gorsze nastroje Polaków. Pokazano propozycję podwyżki płacy minimalnej. "Pracownicy są wściekli"

Sytuacja polityczna i gospodarcza kraju to według najnowszego badania CBOS największe wspólnotowe bolączki Polaków i Polek. Optymizmem nie napawają również nastroje konsumenckie. A z rynku pracy nadchodzą coraz to gorsze wiadomości. Rząd nie ma innego pomysłu niż polaryzacja, żeby choć na moment, w niewielkim stopniu, odwrócić uwagę opinii publicznej od narastających kłopotów.

Od końca września rząd chwali się spadkiem inflacji. „PiS-owską drożyznę” zastąpił ponoć „tani koszyk” w sklepie. Kłopot w tym, że spadek inflacji ewidentnie wiąże się z coraz marniejszym wzrostem płacy minimalnej. Zaledwie 90 groszy więcej za godzinę pracy – to rządowa propozycja, którą firmuje kierowane przez lewicę Włodzimierza Czarzastego Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. To jeden z wątków, z pomocą których Adrian Zandberg jak walcem rozjechał niedawno Roberta Biedronia w studiu Radia Zet. Lider tęczowej lewicy miał nietęgą minę, gdy „Wielki Duńczyk” mówił o demolce w ochronie zdrowia, jaką spowodował rząd Donalda Tuska, i o głodzeniu polskiej nauki. 

Miało być taniej, jest biedniej

Wściekłe są również środowiska pracownicze, zrzeszone w Radzie Dialogu Społecznego. Niecała złotówka podwyżki to realny spadek zamożności ludzi, którzy doskonale wiedzą – bo czują to we własnych portfelach – że w Polsce dzisiaj wcale taniej nie jest. Przeciwnie, koszty życia systematycznie rosną. Ubywa za to pracy i coraz gorzej wyglądają płace. Rząd chętnie przypisuje sobie zasługi za spadek inflacji, Polacy wykpili jednak głośny wywiad Adama Szłapki udzielony Konradowi Piaseckiemu. 

„Niedorzecznik rządu” był wyraźnie sfrustrowany faktem, że nieprzesadnie krytyczny wobec obecnej władzy dziennikarz kpił sobie z niego w żywe oczy. Także ekonomiści szczerze wątpią, że niska inflacja to zasługa obecnej władzy – zwracają za to uwagę na konsekwentną politykę Narodowego Banku Polskiego, która gwarantuje mocnego złotego. I mówią, że ceny wciąż rosną – choć nie tak spektakularnie jak wtedy, gdy pandemia i wojna Rosji przeciw Ukrainie dały inflacji mocną falę wznoszącą. A przy okazji – choć premier Donald Tusk przekonywał niedawno, że jesteśmy dwudziestą gospodarką świata, to nasza siła nabywcza ma się gorzej. Jeśli chodzi o produkt krajowy brutto (PKB) na głowę mieszkańca według parytetu siły nabywczej, to Polska zajmuje 41. miejsce na 191 badanych krajów.  

O realnych nastrojach Polek i Polaków, dalekich od propagandowego optymizmu panującego na konferencjach prasowych szefa rządu, wiele mówią badania społeczne. Główny Urząd Statystyczny podał właśnie, że w październiku 2025 r. odnotowano pogorszenie nastrojów konsumenckich względem poprzedniego miesiąca, dotyczących zarówno obecnej, jak i przyszłej sytuacji. Ekspert Konfederacji Lewiatan Mariusz Zielonka uspokaja co prawda, że „nie jest to załamanie nastrojów, lecz raczej powrót do bardziej ostrożnego, pragmatycznego spojrzenia na rzeczywistość”, ale oficjalny optymizm podważają innego rodzaju badania. Z Barometru Polskiego Rynku Pracy wynika, że rośnie odsetek osób przekonanych, że coraz więcej wysiłku i czasu wymaga znalezienie pracy w Polsce. Co znamienne, najmocniej taki trend odczuwają kobiety oraz pracownicy z najmłodszych roczników. Blisko 43 proc. badanych jest przekonanych, że obecnie znalezienie zatrudnienia jest trudniejsze niż dwa, trzy lata temu! 

Polaków martwi polityka i gospodarka

Dwucyfrowe bezrobocie wśród młodych nie napawa optymizmem – szczególnie że niemała część pracodawców świadomie woli sięgnąć po migrantów zarobkowych z Azji i krajów Ameryki Południowej. Taka sytuacja wpływa na polityczne wybory młodych Polek i Polaków. Rządząca koalicja nie ma najmniejszego pomysłu, jak zarządzać tym narastającym kryzysem. A przecież ekonomiści coraz częściej przebąkują o globalnej recesji i dalszym wzroście bezrobocia. Czy na naszych oczach szkoły opuszcza nowe pokolenie straconych szans? Byłaby to najstraszniejsza od dekad perspektywa społeczna.

Na tym nie koniec. Mało krzepiące są również wyniki ostatniej analizy CBOS. Od lipca do września najgorzej oceniana była sytuacja polityczna, a w następnej kolejności sytuacja gospodarcza w naszym kraju. Choć kwestie zawodowe i materialne wciąż są na plusie, to wiele wskazuje na to, że to jazda „na oparach”. Zdaniem CBOS Polacy coraz bardziej obawiają się pogorszenia sytuacji gospodarczej w ciągu najbliższego roku. Coraz gorzej oceniamy również sytuację polityczną w kraju. Eksperci zwracają uwagę, że w budżecie na 2026 r. zaplanowano znacznie mniejszą niż dotychczas kwotę na wsparcie w wychodzeniu z bezrobocia – 1,5 mld zł mniej! Bezrobocie w ciągu roku wzrosło z poziomu 5 proc. do 5,6 proc. Znacznie przybyło powiatów, w których przekracza ono poziom 10 proc. Nic dziwnego, że przeciw uszczupleniu puli środków na walkę z bezrobociem protestują samorządowcy. Najpewniej jednak Donald Tusk szykuje już dla nich jakąś bałamutną odpowiedź w stylu: „Zrealizowałem tylko 30 proc. obietnic, bo dostałem nieco ponad 31 proc. poparcia”. A najpewniej nie powie im nic.

A masowe zwolnienia wciąż trwają

Tajemnicą poliszynela jest, że najlepszym wsparciem dla bezrobotnych są dobrze prosperujące zakłady pracy w najbliższej okolicy. Niestety antyrozwojowy walec dalej jedzie przez Polskę. Kto śledzi informacje gospodarcze, nie zazna chwili spokoju. Po trochu zwalnia w Polsce Ikea: kompleksowe dane za ubiegły rok wskazują, że w 2024 r. szwedzki gigant zwolnił w naszym kraju 285 osób. Zwolnienia trwają również w Krakowie, który coraz szybciej przestaje być „helpdeskiem” dla transnarodowych korporacji. Firmy biurowo-usługowe szukają coraz tańszych krajów, daleko od Europy. Stolicy Małopolski grozi niestety, że budowane od kilkunastu lat w różnych rejonach miasta nowoczesne biurowce zaczną świecić pustkami. To prawdziwy dramat dla miasta, które lubi się szczycić swoim światowym sznytem, ale całą lokalną gospodarkę skrajnie uzależniło od gości z Zachodu. Niezależnie od tego, czy byli to alkoholowi turyści z Anglii, przez długie lata korzystający z uroków nocnego Krakowa, czy oferujące niezłe pieniądze i owocowe czwartki „korpy”, szukające tanich polskich pracowników, jakich dostarczają na rynek pracy uczelnie grodu Kraka – schemat był ten sam. A władze miasta najwyraźniej nie wiedzą, co dalej.

Głośno jest również o zamknięciu browaru w Namysłowie na Opolszczyźnie – należąca do Heinekena Grupa Żywiec (ach, te polskojęzyczne nazwy firm przejętych przez cudzy kapitał!) ogłosiła niedawno, że na bruk trafi cała tamtejsza załoga, czyli około 100 osób. Nastroje wśród lokalnej społeczności nie są najlepsze – początki piwowarstwa w Namysłowie sięgają XIV w., charakterystyczne etykiety tamtejszego browaru są świetnie znane nie tylko mieszkańcom województwa opolskiego. W regionie znów słychać głosy, że dla młodych jedyna perspektywa to wyjazd do pracy do Niemiec. Szkoda, że nasza historia tak często lubi się powtarzać. Nawet jeśli młodzi chcieliby zostać u siebie, w mniejszych miejscowościach, to dla znacznej części z nich jedyną szansą na dobrą przyszłość są albo największe miasta w Polsce, albo – co szczególnie łatwe w regionach zachodnich – wyjazd za chlebem do Niemiec. 

Donald Tusk w najbliższym czasie nie wybierze się pewnie do Namysłowa (chyba że ktoś mu zorganizuje stuprocentowo kontrolowaną pokazówkę), ma przecież ważniejsze rzeczy – coraz wścieklejsze ataki na Jarosława Kaczyńskiego i Prawo i Sprawiedliwość pod coraz mocniej naciąganymi pretekstami. W tym szaleństwie jest metoda. Tragedia w tym, że płacimy za nią przyszłością kraju, dobrostanem społecznym, rozwojem gospodarczym.

 

Źródło: Gazeta Polska Codziennie