
Rosyjska dyscyplina ponadpartyjna
Rosyjska partia w Polsce, której barwy klubowe mienią się wszystkimi kolorami tęczy, po raz kolejny pokazała, jak przebiegają granice jej wpływów w polskim parlamencie. I nie jest to wiedza optymistyczna.
Rosyjska partia w Polsce, której barwy klubowe mienią się wszystkimi kolorami tęczy, po raz kolejny pokazała, jak przebiegają granice jej wpływów w polskim parlamencie. I nie jest to wiedza optymistyczna.
17 marca 2022 roku Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego, największa polska służba kontrwywiadowcza, zatrzymała pracownika Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy Tomasza L. pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji.
Całe miesiące opowiadania o rzekomej antyrosyjskości Tuska, prawdopodobnych ostrzeżeniach Sikorskiego do Europy przed rosyjską dominacją jak krew w piach. Kiedy przyszło do głosowania za sejmową uchwałą, która uznać miała Rosję za państwo terrorystyczne, opozycja pod wodzą Platformy zerwała głosowanie i tym sposobem uchwałę uwaliła, wpisując się w przedrozbiorową tradycję polskich stronnictw sejmowych, które w sprawach dotyczących Rosji zachowywały się podobnie.
W ubiegłym tygodniu serwis Politico opublikował tekst, w którym zaprasza do „poznania nowej potęgi militarnej w Europie. Polski”. Autorzy artykułu wskazują na skalę polskich zakupów uzbrojenia i konsekwentną politykę wzmacniania bezpieczeństwa militarnego, które rozpoczęło się na długo, zanim świat dowiedział się, że siły, które Rosja gromadziła pod koniec roku 2021 wzdłuż ukraińskich granic, nie służyły wyłącznie do przeprowadzenia ćwiczeń czy szantażowania państw Zachodu groźbą wojny.
Rosjanie mordowali przez cały czas trwania swojego imperium. Kiedy chyliło się ku upadkowi – mordowali dalej.
Przewodniczący Platformy Obywatelskiej na kilka dni przed Dniem Niepodległości został spytany o to, czy ciągle, tak jak przed 35 laty, uważa, że „polskość to nienormalność”. Tusk, jak to Tusk, w odpowiedzi najpierw obraził pytającego, a później powiedział, że to „cytat z Piłsudskiego”, a w ogóle pod swoim „esejem” sprzed lat dzisiaj podpisuje się obiema rękoma. Uznaje też, że we wspomnianym tekście nie ma nic kompromitującego, namawia do ponownego przeczytania swojego „eseju”… i tylko w połowie ma rację.
Oto grupa sędziów, wśród których znajduje się powołany przez totalitarną, zbrodniczą juntę były funkcjonariusz komunistycznej bezpieki. Ma on czelność twierdzić, że sędziowie powołani w demokratycznym państwie przez demokratyczny parlament i demokratycznie wybranego prezydenta są powołani w sposób niepraworządny.
30 starych sędziów Sądu Najwyższego podpisało oświadczenie. Sędziowie uznali, że nie będą orzekać w składach, w których znajdować się będą również sędziowie nowi – powołani po 2018 roku. W założeniu, zdaniem tej pierwszej grupy, miał to być kolejny akt w rodzaju tych, jakie serwowali na różnych etapach sędziowie tacy jak Juszczyszyn, Żurek czy Tuleya. Paraliż Sądu Najwyższego. W perspektywie zakwestionowanie w zasadzie wszystkich orzeczeń tego sądu – zarówno w sprawach zwykłych ludzi, instytucji jak i orzeczeń najpoważniejszych, takich jak choćby potwierdzanie lub zakwestionowanie ważności wyborów, bo to również leży w kompetencjach Sądu Najwyższego.
Żądanie przez Donalda Tuska powołania komisji śledczej, która ma ustalić, czy opublikowane przez „Newsweek” zeznania wspólnika Marka Falenty dotyczące sprzedaży taśm rosyjskim handlarzom węgla są prawdziwe, czy też nie, ma co najmniej kilka interesujących konsekwencji. Wszystkie są następstwem uznania słów Marcina W. za wiarygodne.
To nie żaden alkotweet. Nawet jeśli to skutek uboczny stosowania przewlekłej terapii sproszkowanym rogiem bawołu, to i tak nie zmienia to kwestii podstawowej. Za każdym razem, kiedy w naszej części świata dzieją się rzeczy o znaczeniu fundamentalnym dla interesów Federacji Rosyjskiej, a świat próbuje sobie wyrobić zdanie na temat sposobu ich rozumienia, wkracza na scenę Sikorski. I pomaga wstrzyknąć w światową infosferę odpowiednio dobraną dawkę rosyjskiego kłamstwa. Było tak kilkakrotnie na przestrzeni ostatnich 12 lat.
Główny wykonawca polskiej wersji resetu relacji z Rosją, dodajmy resetu realizowanego na grubo ponad rok przed resetem Baracka Obamy, od jakiegoś czasu konsekwentnie przedstawia sam siebie jako… głównego architekta antyrosyjskiej polityki w Polsce i co ciekawe, w całej Unii Europejskiej.
17 września oficjalnie został otwarty przekop Mierzei Wiślanej. Odkąd Zalew Wiślany stał się akwenem podzielonym pomiędzy Polskę a Sowiety, problem żeglugi oraz dostępu do portu w Elblągu pozostawał fundamentalną kwestią polskiej polityki morskiej.
„Mogę zaznaczyć jak wszystkie poprzednie rządy federalne, że ta sprawa została ostatecznie uregulowana w prawie międzynarodowym” – stwierdził w rozmowie z niemieckim FAZ kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Nie powiedział nic zaskakującego.
6 bilionów 220 miliardów 609 milionów złotych to około 1,3 biliona euro lub 1,5 biliona dolarów. Na tę kwotę składają się przede wszystkim straty demograficzne, czyli pieniądze, których nigdy nie mogli wypracować Polacy – zamordowani przez niemiecką armię w czasie II wojny światowej. Niemiecka machina wojenna działała na polecenie polityków, którzy zgodnie z wolą niemieckiego narodu wydali dyspozycję zlikwidowania polskiego narodu oraz polskiego państwa.
Ten plan konsekwentnie realizowany jest od lat. Rozpracowany w wielu dokumentach, o których pisaliśmy wielokrotnie na łamach „Gazety Polskiej”. To koncepcja Europy federalnej, czyli sferderalizowanego superpaństwa, w którym narodowe organizmy, takie jak Polska, Portugalia, Czechy czy Słowenia, mają zostać sprowadzone do roli pomniejszych landów. Państwo, którego symboliczną stolicą, niczym niegdyś Bonn, ma być Bruksela – tylko po to, żeby całość tego mechanizmu pracowała na rzecz stolicy prawdziwej i realnej – Berlina.
Wszystko jest w porządku. Człowieka zawiesiliśmy w prawach członka Platformy Obywatelskiej i nie przywrócimy go, dopóki sprawa nie znajdzie dla niego korzystnego zakończenia, rzecz bada prokuratura, więc nie ma o czym mówić. Rozejść się, nic ciekawego się tutaj nie dzieje – zdaje się mówić Donald Tusk, zapytany o mobbing i żądanie korzyści osobistych o charakterze seksualnym w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Gorzowie.
Niezależnie od tego, jak bardzo kartel medialny III RP będzie się oburzał, to afera, jaka rozgrywa się od kilku miesięcy w lubuskim samorządzie, jest nie tylko aferą Platformy Obywatelskiej w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz jest także sprawą, która jak w soczewce pokazuje patologie polskiego systemu samorządowego i w gruncie rzeczy naturę znienawidzonego przez postkomunistyczne elity pojęcia „układ”.
Mobbing, propozycje seksualne oraz wszyscy święci lokalnej struktury partii Platforma Obywatelska. Do tego wstępny warunek pracy: zapisanie się do partii. A jej utrzymanie miało wymagać… zgody na seks z przełożonym. Tak twierdzą dziennikarze „Gazety Lubuskiej” i pod nazwiskiem sama poszkodowana w tej sprawie.
Od kilku miesięcy publicznie dostępne są dokumenty, które szczegółowo informują o tym, że ataki na skrzynki mailowe obywateli Polski, w tym polskich polityków, są operacją prowadzoną przez rosyjski wywiad wojskowy GRU. To mówią raporty międzynarodowych firm specjalizujących się w kontrwywiadowczej ochronie cyberprzestrzeni.
Na 187 kilometrach granicy pomiędzy Polską a Białorusią powstała bariera inżynieryjna. Tak nazywany jest ponadpięciometrowej wysokości płot, który usadowiony jest na podstawach osadzonych w gruncie na głębokości nawet 9 metrów. Bariera powstała w odpowiedzi na zorganizowany w zeszłym roku pierwszy od 17 września 1939 roku atak obcego państwa na polskie granice.