Od miesięcy funkcjonariusze mainstreamu kłamali, insynuowali, prowokowali i obrażali. Do służby powołali nawet tych, którzy powinni już być na emeryturze.
Nie spali, nie jedli, ich przekrwione oczy codziennie można było zobaczyć w telewizji. Ale widać było, że z dnia na dzień słabną, wiotczeją, znikają. Gdy wreszcie otarli spocone twarze i rozejrzeli się wokół, zobaczyli miliony ludzi, którzy ze zdumieniem na nich patrzą. Wyciągnęli jakąś brudną szmatę i z rezygnacją zaczęli nią machać. Przerazili się i poddali. Prosząc o łaskę, zaczęli go chwalić: że świetnie przemawiał, znakomicie reprezentuje Polskę, no i siedział przy najważniejszym stole. Nie wspomnieli tylko, że nie stuknął się kieliszkiem z ich guru. Ale nie mieli wyboru, bo za coś takiego kara jest o wiele wyższa, może najwyższa.
Autor jest kandydatem do Sejmu z listy PiS‑u w Krakowie.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Ryszard Kapuściński