Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Oddajmy hołd ofiarom stanu wojennego

W nocy z 12 na 13 grudnia spotykamy się przed domem Czesława Kiszczaka przy ul.

W nocy z 12 na 13 grudnia spotykamy się przed domem Czesława Kiszczaka przy ul. Oszczepników 3 na warszawskim Mokotowie, bo to drugi – po Wojciechu Jaruzelskim – twórca stanu wojennego odpowiedzialny za popełnione wtedy zbrodnie. Kiszczak jako funkcjonariusz zbrodniczej Informacji Wojskowej od początku utrwalał w Polsce komunizm.

Nie jest istotne to, że Czesława Kiszczaka prawdopodobnie nie będzie w domu. Z Gdańska, gdzie przebywa na badaniach sądowych, ewakuuje się najpewniej do swojej daczy na Mazurach. Ale my musimy pojawić się na Mokotowie przy ul. Oszczepników 3 (tak jak wcześniej chodziliśmy na ul. Ikara do Jaruzelskiego) z dwóch głównych powodów: aby przypomnieć o ofiarach wojny wypowiedzianej narodowi 13 grudnia 1981 r., jak również domagać się osądzenia żyjących winnych, w tym Kiszczaka właśnie.

Przyjmował go Fejgin

Przypomnijmy życiorys generała, życiorys, który jest kwintesencją zła PRL. Komunizmowi w Polsce Kiszczak towarzyszył od początku. Od 1945 r. (miał wtedy 20 lat), na polecenie Moskwy, budował stalinizm, pracując w instalowanym przez Sowietów Głównym Zarządzie Informacji WP – chyba najbardziej zbrodniczej instytucji ówczesnej Polski. Później umacniał przestępczy system w ramach Wojskowej Służby Wewnętrznej, w końcu także jako organizator i egzekutor stanu wojennego w roli szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Był drugim – po Jaruzelskim – członkiem wojskowej junty, nawet przez sąd III RP określonej mianem związku przestępczego o charakterze zbrojnym.

Czesław Kiszczak karierę zaczynał w... Austrii, znalazł się tam w czasie II wojny światowej wywieziony na przymusowe roboty. Po wkroczeniu Sowietów do Austrii jako młody komunista i syn przedwojennego komunisty współorganizował na miejscu milicję. Po powrocie do Polski wstąpił do PPR‑u. Pracował w kontrwywiadzie wojskowym, do którego przyjął go Anatol Fejgin, cieszący się nawet wśród swoich opinią „gestapowca”. Kiszczak został wysłany do Londynu, gdzie rozpracowywał środowisko polskich emigrantów z kręgów wojskowych. Jego raporty miały się przyczynić do aresztowania i przeprowadzenia procesów pod sfingowanymi zarzutami, m.in. generałów Wacława Komara, Stanisława Flato i Józefa Kuropieski. Po krótkim załamaniu kariery w latach 50. dzięki znajomościom pozostał w LWP. W 1957 r. ukończył szkołę wojskową w ZSRS i jak sam podkreślał, był jednym z niewielu, którzy zdobyli wyższe wykształcenie, nie mając matury.

Po powrocie do kraju pracowicie piął się po szczeblach kariery, aż stał się zaufanym człowiekiem Jaruzelskiego. W latach 70. na wniosek Moskwy, uznającej Kiszczaka za „sterowalnego”, wrócił do kontrwywiadu wojskowego. W 1978 r. został zastępcą szefa sztabu LWP.

Przyjaciel „Wolskiego”

Czesław Kiszczak był postacią numer dwa czasów dyktatury lat 80. i prawą ręką Jaruzelskiego, który powierzył mu wszystkie resorty siłowe poza armią. We wspomnieniach z tamtych lat, ale także raportach wywiadów (np. CIA opartych m.in. na charakterystykach liderów PRL opisanych przez płk. Ryszarda Kuklińskiego) rysuje się jako postać do ostatecznych granic wierna i oddana Jaruzelskiemu. Po wymianie Mirosława Milewskiego na Kiszczaka w roli szefa MSW Florian Siwicki miał w rozmowach z partyjnymi przywódcami stwierdzić, że teraz Jaruzelski „nie będzie miał już tu problemu”. To Kiszczak miał być u początku PRL oficerem prowadzącym Wojciecha Jaruzelskiego, kiedy został on donosicielem Informacji Wojskowej o pseudonimie „Wolski”. Może właśnie wówczas zaczęła się ta przyjaźń?

Kiszczak, który wraz z Siwickim był wtedy jednym z najbardziej zaufanych ludzi Jaruzelskiego, został ministrem w sierpniu 1981 r. i zmiana ta była skoordynowana z planowym wprowadzaniem stanu wojennego. Był jedną z ośmiu osób, które znały i przygotowywały wszystkie założenia dotyczące wprowadzenia stanu wojennego. Jego rola w państwie policyjnym, jakim była PRL, jako osoby rządzącej służbami, milicją i ZOMO była kluczowa dla planów ekipy planującej przewrót wojskowy i przechwycenie władzy nad Polską.

Co ciekawe, przy całej wierności Jaruzelskiemu Kiszczak był kompletnie pozbawiony własnych ambicji politycznych. Jak w każdej strukturze mafijnej Jaruzelski potrzebował też kogoś, kto będzie bezwzględnym wykonawcą jego rozkazów bez zadawania zbędnych pytań. Kiszczak nadawał się do tego idealnie. Szef MSW brał na siebie (i swoich ludzi) całą brudną robotę, by Jaruzelski nie musiał zaprzątać tym sobie głowy. Liczba aresztowanych, skazanych, zastraszonych, torturowanych czy wreszcie pobitych i zamordowanych świadczy o tym, że Kiszczak radził sobie z tym znakomicie.

Lekcje dla prowokatorów

Przeprowadzając zamach stanu, ekipa Jaruzelskiego liczyła się z ofiarami śmiertelnymi, zakładając nawet, że będzie ich kilka tysięcy. Użycie broni przeciwko cywilom umożliwiał tajny szyfrogram szefa MSW Czesława Kiszczaka, pozwalający nawet dowódcom pododdziałów MO na samodzielną decyzję dotyczącą używania broni palnej. Większość ofiar stanowiły osoby zamordowane bądź „wykończone” podczas tłumienia protestów i strajków. Broni palnej użyto pierwszy raz dopiero 15 grudnia 1981 r. podczas tłumienia strajku w kopalni Manifest Lipcowy w Jastrzębiu-Zdroju. Ta sama jednostka ZOMO zamordowała dzień później w kopalni Wujek w Katowicach dziewięć osób. Sami zomowcy przyznawali, że „strzelali w łeb”. Po kilku kolejnych ofiarach śmiertelnych podczas manifestacji Solidarności i KPN Czesław Kiszczak przed planowanymi przez podziemie demonstracjami z okazji rocznicy Sierpnia ’80 groził z ekranów telewizorów: „Jeżeli za mało było dotychczasowych lekcji, prowokatorzy odbiorą następne”.

Mordowano systemowo

Jak zapowiedział, tak zrobił. 31 sierpnia 1982 r. w Lubinie, Wrocławiu, Kielcach i Gdańsku podwładni Kiszczaka zamordowali kolejnych demonstrantów. Wiele ofiar śmiertelnych przyniosły pobicia przez MO, ZOMO i SB. Siły podległe Kiszczakowi potrafiły mordować za opornik wpięty w sweter nastolatka, rozrzucanie ulotek, działalność w solidarnościowej opozycji, a nawet za buntowniczy wygląd. Wiele osób zaszczutych przez SB popełniło też samobójstwa, jak pierwszy redaktor „Tygodnika Mazowsze” Jerzy Zieleński. Znakiem rozpoznawczym rządów ekipy Jaruzelskiego i Kiszczaka w latach 80. stały się jednak pobicia i morderstwa dokonane przez tzw. nieznanych sprawców. Ich ulubionym celem byli zwłaszcza działacze opozycji związani z Solidarnością i KPN. Wiele odnalezionych ciał nosiło ślady tortur, ale usłużni prokuratorzy umarzali postępowania „z braku dowodów”. Najgłośniejsze było oczywiście zamordowanie ks. Jerzego Popiełuszki, kapelana Solidarności. Ze względu na konsekwencje i protesty społeczne ekipa Jaruzelskiego zdecydowała się wyjątkowo na poświęcenie kozłów ofiarnych, wskazując sprawców na niższych szczeblach resortu kierowanego przez Kiszczaka. W pewnym momencie władza chyba spanikowała i aresztowała czasowo szefa SB Władysława Ciastonia, ale bardzo szybko „naprawiła błąd” i ograniczyła proces do pionków, wykonawców zbrodni. Mordercy ks. Popiełuszki do dziś nie wskazali swoich mocodawców. Zabójcy innych osób związanych z opozycją do dziś nie zostali ujawnieni ani skazani, do czego wydatnie przyczynił się Czesław Kiszczak już jako minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego.

„Nieznani sprawcy”, mordercy księży

Wtedy, kiedy władzom PRL zależało na zachowaniu twarzy, „nieznani sprawcy” bardzo szybko byli odnajdywani, jak przystało na sprawnie funkcjonujące państwo policyjne. Kiedy doszło do morderstwa związanego z opozycją wybitnego socjologa prof. Jana Strzeleckiego, a ekipa Jaruzelskiego chciała się od tego wyraźnie odciąć, sprawców znaleziono bez problemu.

Kiedy jednak chciano opozycję zastraszyć, „nieznani sprawcy” potrafili mordować ludzi związanych z Kościołem i opozycją nawet w trakcie przygotowań i rozmów przy Okrągłym Stole. W ten sposób zamordowano księży Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha. Tego ostatniego znaleziono 11 lipca 1989 r., już po czerwcowych wyborach do sejmu kontraktowego.

Ciekawym elementem działalności Czesława Kiszczaka w latach 80. było zainicjowanie akcji „Hiacynt” w 1985 r. Była to szeroko zakrojona operacja SB i MO, w której zarejestrowano ok. 11 tys. homoseksualistów, szukając haków na opozycjonistów o tej orientacji seksualnej. Oficjalnie uzasadniano akcję jednak tym, że środowiska homoseksualne są szczególnie kryminogenne i stanowią zagrożenie ze względu na plagę AIDS. W 1989 r. Jaruzelski i Kiszczak mieli zacierać ślady tej operacji, niszcząc odnoszące się do niej dokumenty z posiedzeń KC PZPR.

Mazowiecki nie zareagował

W czasach PRL karierę Kiszczaka można opisać jako przykład modelowego, skrajnego oportunizmu. Co ciekawe, z dokumentów wynika, że Kiszczak potrafiłby dogadać się z każdym, kto miałby szansę na przejęcie władzy. W wypadku niepowodzenia puczu Jaruzelskiego mógłby zatem bez mrugnięcia okiem przejść na drugą stronę wewnętrznych podziałów w PZPR.

Pod koniec lat 80. był osobą, która przygotowywała koncepcję Okrągłego Stołu i „pokojowej transformacji”, mającej zapewnić komunistom miękkie lądowanie po upadku systemu. Tuż po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu Jaruzelski desygnował go na premiera, ale w wyniku buntu, także ze strony ZSL‑u i SD, jego misja zakończyła się niepowodzeniem. Na prośbę Tadeusza Mazowieckiego objął stanowisko szefa MSW w jego rządzie i sprawował ją do lipca 1990 r., dokańczając niszczenie akt SB i MSW w resorcie za wiedzą swoich przełożonych. W tym samego premiera Mazowieckiego, któremu nie tylko przyznał się do tego procederu, ale oświadczył, że czyni to „dla dobra ogółu”. Mazowiecki nie zareagował.

Po 1989 r. Czesław Kiszczak kilkakrotnie stawał przed sądem, do więzienia jednak nigdy nie trafił. W większości wypadków uniknął procesów bądź po odwołaniach procesy utknęły w apelacjach ze względu na zły stan zdrowia Kiszczaka. Jego dorobek nie przeszkodził Adamowi Michnikowi okrzyknąć go „człowiekiem honoru” (z czego redaktor naczelny „Gazety Wyborczej” później się wycofał), a wielu byłym opozycjonistom stawać w obronie byłego szefa MSW jako architekta Okrągłego Stołu. W świetle prawa i obyczaju III RP pozostaje człowiekiem niewinnym.
 

Autor jest publicystą, szefem działu opinie „Super Expressu”, autorem książek o nierozliczonych zbrodniach komunistycznych, prezesem Fundacji „Łączka”. Ostatnio ukazała się jego nowa książka „Moje spotkania z bestiami”

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tadeusz Płużański