10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

„Moje spotkania z bestiami”

W jednym z telewizyjnych programów Adam Michnik zarzucił posłowi Antoniemu Macierewiczowi, że… został wychowany w rodzinie patriotycznej.

W jednym z telewizyjnych programów Adam Michnik zarzucił posłowi Antoniemu Macierewiczowi, że… został wychowany w rodzinie patriotycznej. Stąd miała się wziąć jego głęboka trauma, która objawia się w badaniu katastrofy smoleńskiej. Najwyraźniej dla redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” antykomunizm jest problemem.

Dla mnie antykomunizm – też z przyczyn rodzinnych – jest postawą naturalną. A skoro Michnik i jego środowisko niejednokrotnie dali przykład „grzebania w życiorysach”, to i ja poszedłem tym śladem. I „pogrzebałem”, również w życiorysach rodziny Michnika.

Znajdziemy tam komunistów bardzo mocno zaangażowanych w budowanie „sowieckiego raju”. Ojciec, Ozjasz Szechter, jako ważny działacz Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy domagał się odłączenia od Polski i przyłączenia do Związku Sowieckiego Kresów Wschodnich, za co został skazany w procesie łódzkim w II Rzeczypospolitej. Matka, Helena Michnik, to również prominentna działaczka partyjna, działająca po linii propagandowej, autorka powojennych podręczników dla młodzieży, w których sączyła młodym stalinowską propagandę. I wreszcie brat Adama, Stefan Michnik, od którego nigdy oficjalnie się nie odciął, był stalinowskim sędzią wojskowym, a w III RP został za nim wysłany wniosek ekstradycyjny. To jeden z „bohaterów” książki „Moje spotkania z bestiami”, żyjący do dziś w spokojnej Szwecji. Wiele kar śmierci orzeczonych przez Michnika zostało wykonanych, wiele jego ofiar leży w kwaterze „Ł” Powązek Wojskowych w Warszawie. To prawdziwy powód, dla którego ekshumacje na „Łączce” zostały zablokowane. My jednak musimy je kontynuować, bo wydobycie z dołów śmierci wszystkich Żołnierzy Wyklętych/Niezłomnych jest naszym obowiązkiem wobec bohaterów – przywracamy imiona i nazwiska bezimiennym szczątkom, które zostały przez komunistów zbezczeszczone.

Wspaniały prognostyk

Ostatnio na Facebooku zgłosiła się do mnie osoba rodzinnie związana ze śmiercią gen. Fieldorfa – syn sędziego Igora Andrejewa. Miał pretensje, że jego ojca nazywam mordercą sądowym, a on był przecież wybitnym twórcą prawa karnego w PRL. Że nie zdaję sobie sprawy, jakie były wtedy czasy, że nie wszystko było takie jednoznaczne. Ale jakże to nie ma być jednoznaczne, skoro bohater Polski Podziemnej został powieszony na mocy wyroku służących Sowietom sędziów, a następnie zrzucony do bezimiennego dołu śmierci?

Podobnie przed laty dziennikarz „Gazety Wyborczej” Marek Beylin bronił prokurator Heleny Wolińskiej. Gdy zacząłem opisywać jej zbrodniczą działalność, zarzucił mi stosowanie pomarcowej propagandy. Morderstwa tej bestii w mundurze próbował usprawiedliwiać faktem, że w czasie niemieckiej okupacji była w warszawskim getcie, czyli na zawsze miała pozostać ofiarą, nigdy katem.

Taki sam los – potajemne zrzucenie do jamy w ziemi – spotkał Hieronima Dekutowskiego „Zaporę”, wybitnego partyzanta Lubelszczyzny, zarówno podczas okupacji niemieckiej, jak i sowieckiej, cichociemnego, wzór wszelkich cnót. „Zaporę” i jego żołnierzy stalinowskie bestie sądziły, a następnie rozstrzelały, przebierając swoje ofiary w mundury Wehrmachtu. „Zaporę” katował w śledztwie żyjący do dziś na warszawskim Bródnie ubek Jerzy Kędziora. Ten sam oprawca znęcał się w katowni bezpieki przy ul. Rakowieckiej w Warszawie nad ppłk. Łukaszem Cieplińskim i innymi członkami IV Komendy Głównej Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość  której losy były najtragiczniejsze. Na pamiątkę ich egzekucji na Mokotowie 1 marca 1951 r. obchodzimy dzisiaj Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Dobrze, że Kędziorę czy Jerzego Vaulina (mordercę małżeństwa Żubrydów z Narodowych Sił Zbrojnych) odwiedza dziś polska młodzież, a Baumana, mieszkającego na stałe w brytyjskim Leeds, nie chcą na naszych uniwersytetach. Polska młodzież piętnuje zbrodniarzy, a z drugiej strony honoruje bohaterów. To wspaniały prognostyk na przyszłość.

Komuniści jak naziści

Resortowi rodzice pozostawili po sobie – prócz zgliszcz przedwojennej Polski, którą wymordowali – resortowe dzieci. One niestety – dzięki Okrągłemu Stołowi i postanowionej tam ponad naszymi głowami abolicji dla komunistycznych zbrodniarzy – rządzą dzisiejszą Polską. I tak żaden z wysokich funkcjonariuszy okupacyjnego państwa komunistycznego nie został w III RP skazany. Żaden sędzia czy prokurator. Jedynie „ślepa ręka” – podrzędni (i też tylko nieliczni) funkcjonariusze UB czy Informacji Wojskowej. Prócz abolicji mamy relatywizowanie zbrodni. Na uniwersytetach, w mediach. W duchu pojednania, przebaczenia bez wyznania win. I trzeba sobie powiedzieć jasno, że o braku ścigania przywódców związku przestępczego o charakterze zbrojnym – jak stwierdził nawet sąd pookrągłostołowej Polski – Siwickiego czy Jaruzelskiego, jak również o honorowej asyście państwa, wojska, a nawet Kościoła podczas ich pogrzebów na Powązkach Wojskowych zadecydowano w Magdalence. Morderców będą grzebali z honorami – przewidział w piosence „Wróżba” z 1982 r. Jacek Kaczmarski. I nie jest prawdą, jak chce tego wiadome środowisko, że Jaruzelski zbrodniarzem nie był. Bo zbrodniarzami są nie ci, którzy zostali skazani za zbrodnie. Są nimi ci, którzy zbrodni dokonywali. Tak traktujemy nazistów, czyli zbrodniarzy niemieckich, tak samo traktujmy zbrodniarzy komunistycznych. Niestety, tak jak przez 25 lat III RP nie zakończono prawomocnym wyrokiem ścigania Jaruzelskiego, tak w ogóle nie zaczęto ścigać bohatera kolejnego rozdziału książki: Jana Ptasińskiego, stalinowskiego wiceszefa Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, bo osobiście (a nawet i to nie jest do końca pewne) nikogo nie zabił – był „tylko” decydentem, mordercą zza biurka.

Tę wojnę wygramy

W Smoleńsku Polska straciła prócz przywódców politycznych również wiele osób odpowiedzialnych za naszą politykę historyczną, z prezydentem RP i Pierwszą Damą na czele. Politykę rozumianą jako dbałość o polską pamięć, polskie tradycje i wartości. Politykę, która z jednej strony oddaje hołd naszym bohaterom, a z drugiej – piętnuje zbrodniarzy. Ta polityka, razem z jej wspaniałymi reprezentantami, pozostała w smoleńskim błocie.

Jednym z elementów dzisiejszej, posmoleńskiej schizofrenii jest fakt, że nie możemy doprosić się usunięcia z przestrzeni publicznej okupacyjnych pomników sowieckich, tzw. ubelisków, czy nazw ulic i placów, którym niegodnie patronują komuniści. Z drugiej strony nie pozwalają nam upamiętnić tych, którzy walczyli o naszą wolność i niepodległość. Popiersia bohaterów w krakowskim parku Jordana czy planowany pomnik rotmistrza Pileckiego (pośmiertnie awansowany do st. pułkownika) w Warszawie to wyjątki. A za nami ćwierć wieku tzw. wolnej Polski.

Tę aberrację, rozdarcie między bohaterstwem a zdradą (niestety z naciskiem na zdradę), najbardziej widać dziś na warszawskich Powązkach, gdzie władze państwowe chowają z ceremoniałem państwowym i wojskowym komunistycznych zbrodniarzy, a na tym samym cmentarzu nie możemy wydobyć z dołów śmierci ich ofiar – polskich żołnierzy, dowódców, inteligentów, po prostu elity II Rzeczypospolitej. Jeśli przykład idzie z góry – od „elity” III Rzeczypospolitej, trudno się dziwić, że takie skandale mamy też w terenie (w książce opisuję np. wypadek z Koszalina – Wacława Krzyżanowskiego, mordercy sądowego Danuty Siedzikówny „Inki”).

I tak jak warto poznawać historie niemieckich bestii, tak samo warto poznawać historie ich komunistycznych odpowiedników. Bo czym różni się Hitler od Stalina czy Bieruta? Himmler, Reinefarth, von dem Bach-Zelewski, Dirlewanger – od Berii, Radkiewicza, Laszkiewicza, Humera czy Chimczaka? Walka toczy się o to, żeby zło nigdy więcej się nie powtórzyło. Walka kolejnego pokolenia AK, NSZ z kolejnymi pokoleniami UB, Informacji Wojskowej czy wymiaru (nie)sprawiedliwości. I my tę wojnę wygramy.
 

Powyższy tekst zawiera fragmenty autorskiego wstępu do książki „Moje spotkania z bestiami”. Jej premiera odbyła się w sobotę na Targach Książki Historycznej w Warszawie

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Tadeusz Płużański