Koszulka "RUDA WRONA ORŁA NIE POKONA" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Poezja i… polityka

Nie ma chyba bardziej odległych od siebie sfer niż poezja (prawdziwa) i polityka. Tworzywem obu tych dziedzin jest słowo. Różnica polega jednak na tym, jak to słowo jest przez nie traktowane.

W poezji tkwi szacunek i nawet bojaźń przed kreatywną mocą słowa, w polityce słowo używane jest jak tania dziewka spod niezbyt rozpalonej latarni. Należy zatem pieczołowicie dbać o to, aby sfer tych nie mieszać, ba… nie dopuszczać nawet, aby się one ze sobą pospolitowały! Każdy, kto ten zakaz, kulturowe tabu ludzi myślących, przekracza, musi za to solennie zapłacić. Nie może być inaczej, gdyż wtedy sól naszego istnienia zamieni się w kolejną substancję służącą komercji i oszukańczemu kuglarstwu – profesji ludzi, którzy na publicznych kłamstwach i żonglerkach ważnymi pojęciami budują sobie polityczne kariery i dostatek.

Człowiekiem, który to nienapisane tabu naruszył – odczułem to jak kulturowe naruszenie odwiecznego zakazu, takie kulturowe zboczenie – jest ostatnio, gasnący w oczach i nerwowo poszukujący nowego – po Angeli Merkel – pan Donald Tusk… a raczej to, co z niego aktualnie pozostało. Tusk – chcąc zapewne powiększyć dość wątły ostatnio arsenał retoryczny – sięgnął po jeden z najlepszych wierszy Czesława Miłosza. Osobiście nie znoszę Miłosza jako realnie istniejącej postaci, jednak chylę czoło przed jego literackim dziełem, szczególnie – co zabrzmi celowo przewrotnie – cenię te jego tony, w których dźwięczał… Zbigniew Herbert. 

Napisany w 1950 roku w Waszyngtonie wiersz „Który skrzywdziłeś” był swoistym credo mojego pokolenia. Recytowaliśmy go w twarz plutonom ZOMO, z którymi przepychaliśmy się na manifestacjach. I widać było, że buraczane twarze spod milicyjnych hełmów tężały. Jest mocny jak smagnięcie biczem, nie ma w nim żadnego niepotrzebnego słowa.

Buduje tak krystaliczną postawę etyczną, że właściwie powiedzenie czegoś więcej jest niepotrzebne, a nawet szkodliwe. Ten wiersz brzmi jak brzęk najczystszej struny w dostępnym człowiekowi instrumencie etyki.

I nagle profan z politycznego inferno sięga po ten wiersz jak po napisany przez usłużnego ghostwrittera tekst szmatławego przemówienia. Sięga i bez zrozumienia istoty posługuje się wyjętymi z jego konstrukcji frazami, które naraz stają się własną karykaturą i złorzeczą na zamówienie przeciwnikowi. Nie tyranowi i masowemu zabójcy, lecz przeciwnikowi, który ośmiela się mieć inne zdanie i potrafi wygrywać. Tusk wyjął z wiersza Miłosza jedynie to, co mogło mu posłużyć za pałkę na głowę politycznego oponenta. 

„Lepszy dla ciebie byłby świt zimowy / I sznur i gałąź pod ciężarem zgięta” – w ustach człowieka, który niejednokrotnie „skrzywdził człowieka prostego / Śmiechem nad krzywdą jego wybuchając / Gromadę błaznów koło siebie mając / Na pomieszanie dobrego i złego”, brzmi jak żałosne szyderstwo z czystej myśli poety. I nie ma tu znaczenia, jakim człowiekiem był autor i jakie miałby dziś poglądy. Wiersz w ustach polityka zawsze staje się karykaturą własnego sensu. Zwłaszcza wtedy, gdy burzy się jego fundament i poetycką celność, wywijając żałosny ornament dla osiągnięcia doraźnego, dyktowanego jedynie żądzą rewanżu celu.

Tuskowi napisałbym dziś nowy wiersz:

„Który skrzywdziłeś święte poezji wołanie / Posłanie złości wokół siebie moszcząc / Dudnienie durniów biorąc za przesłanie / Choćby przed tobą pismaki cmokały / Wielkość i chwałę tobie przypisując / Nie bądź bezpieczny. Poezja zostanie / Możesz ją skalać i tak wyprowadzi dzieci / One zgotują twój portret trumienny / Lepszy dla ciebie byłby moment smutku / I gorzkie motto na twoim grobowcu / »Zgrzeszyłem mowie i posłaniu słowa« / Zbrukałem poezję. Lecz powstała nowa”…

Zgorszenie nie powstaje wtedy, gdy polityk czyta i wnioskuje. Nie rodzi się nawet wtedy, gdy o swoich lekturach i przesłaniach mówi. Ono urasta, gdy poezją jak pałką zaczyna wywijać, bez wstydu nad niezrozumieniem dzieła. Polityk może być głupi, polityka brudna i szkaradna moralnie. Grzechem jednak jest świechtać poezji wiekuiste przesłanie w propagandzie. Tusk, używając wiersza Miłosza, choćby nawet miał na to zagrobowe przyzwolenie poety, postąpił podobnie jak komunistyczni lokaje, którzy szkolnej dziatwie w PRL wbijali do głów piękne strofy Gałczyńskiego wraz z puszczalską muzą ówczesnej interpretacji. Nawet Majakowski czy Szymborska (w wierszach o Leninie) brzmią bardziej prawdziwie niż twardy moralitet Czesława Miłosza w ustach byle szmondaka, który ma akurat fantazję uczynić z niego przyjemną sobie agitkę.

Poezja nie wybacza brudnych najazdów ze świata współczesnej polityki i bezwzględnie odpłaci im celnym ugodzeniem ważnymi wierszami. Poezja bywa bezwzględna, a jej wyroki zapisują się na granitowych tablicach, przy których gazetowy pył szybko przestaje istnieć. Nie bądź bezpieczny, panie Tusk, i tobie podobni gwałciciele…

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski