Świętowaliśmy odrodzenie Polski w 1918 r. w nastroju podniosłym, mimo trudnej sytuacji na granicy wschodniej, ataków ze strony naszych zachodnich sojuszników i uaktywnienia wrogiej agentury wewnątrz kraju. Mimo tego, że wszystkie niechętne nam siły pragnęły na wszelkie sposoby tę radość z odzyskanej wolności nam uniemożliwić, a przynajmniej zakłócić i zepsuć.
Dlatego ze smutkiem widzę w polskiej prasie teksty skierowane w tym samym duchu przeciw innym narodom radującym się z odzyskania zabranych przez wroga terytoriów i świętującym jak i my odzyskanie niepodległości w tymże 1918 r., choć nie miały szczęścia jej utrzymać. Mówię o napaściach na Azerbejdżan, który jak i my wyzwolił się spod władzy Rosji i stał się pierwszym demokratycznym państwem w świecie islamu. Jego siły zbrojne organizował generał Maciej Sulkiewicz, szlachcic herbu „Jeż” wywodzący się z polskich Tatarów, w rządzie młodej republiki wiele odpowiedzialnych stanowisk zajmowali jego rodacy, później senatorowie i wysocy urzędnicy II RP. Sam generał tego nie dożył, rozstrzelany przez bolszewików, których inwazja pochłonęła Azerbejdżan na wiele dziesięcioleci.
Miałem możliwość odwiedzać Azerbejdżan z Prezydentem Lechem Kaczyńskim, kontynuującym politykę prometejską Marszałka Piłsudskiego i pragnącym przyjazne nam kraje kaukaskie, Gruzję i Azerbejdżan, włączyć w planowane już wówczas Trójmorze. Zrobiłem w tym pięknym kraju kilka filmów dokumentalnych o dziedzictwie jednego z pierwszych państw chrześcijańskich na świecie, Albanii Kaukaskiej, której zabytki kraj w 97 proc. muzułmański troskliwie podnosi z ruin, restauruje i oddaje w ręce rdzennej albańskiej ludności – Udinów. Patriarchat Kościoła Albańskiego został zlikwidowany przez znanego i nam cara Mikołaja I wskutek nalegań Ormian, którzy przejęli starożytne cerkwie albańskie, dziś twierdząc, że sami je zbudowali. A sercem tego zamordowanego Kościoła był wielki klasztor w Karabachu, wraz z całym regionem zbrojnie zajęty przez wojska armeńskie po rozpadzie Związku Sowieckiego. Ani potępiające armeńską okupację rezolucje ONZ, ani 30 lat zabiegów dyplomatycznych nic nie zdziałały i dopiero ubiegłoroczna zwycięska wojna sprawiła, że okupowane tereny powróciły do Azerbejdżanu ku radości jego obywateli, zwłaszcza setek tysięcy wygnańców z Karabachu, którzy będą mogli powrócić na ziemię ojców.
Gdy kręciłem filmy o chrześcijańskiej przeszłości Azerbejdżanu wszędzie spotykałem się z życzliwością i pomocą, tymczasem wciąż widzę w polskich mediach napastliwe teksty przedstawiające walkę o odzyskanie Karabachu jako „napaść islamskich bojowników na chrześcijańską Armenię”! Jedni robią to świadomie, inni jako pożyteczni idioci Moskwy – czy nie przypomina nam to naszej sytuacji z Białorusią?
Lepiej pogratulować Azerom zwycięstwa i samemu zwyciężyć ich wzorem!