Od miesiąca w Australii mają miejsce pożary buszu, które jak zwykle w takich sytuacjach wykorzystują zwolennicy teorii mówiącej, że działalność człowieka powoduje globalne ocieplenie klimatu, i snujący apokaliptyczne wizje na temat przyszłości świata. Przemilczają fakt, że pożary są stałym i naturalnym elementem klimatu Australii.
W tym roku pożary objęły ponad 6 mln ha buszu, ale np. latem na przełomie 1974 i 1975 r. pożary dotknęły 117 mln ha. Temperatury dochodzące do 40 stopni też nikogo nie dziwią, bo takie upały są normą w miesiącach letnich w Australii. Mieszkańcy są wściekli na ekologistów, którzy swoimi działaniami wywierają presję na australijskie władze, by ograniczyły np. kontrolowane wypalenia buszu czy suchej ściółki w chłodniejsze miesiące. Ekologiści z kolei mają problem poznawczy, ponieważ rdzenni mieszkańcy kontynentu, Aborygeni, od tysięcy lat podpalali busz, żeby ochronić swoje tereny przed niekontrolowanym pożarem, ale też w ten sposób powiększali pastwiska, użyźniali glebę, wspierając wegetację roślin. Teraz publicznie oskarżają lewicę i władze o wprowadzenie zakazów. Ekologiści są bezradni, bo jak można zaatakować Aborygena?