LOT jest od latania, a nie od strajkowania. Tym samym chcę bardzo przeprosić naszych pasażerów również w imieniu tych awanturniczo nastawionych liderów związkowych. Przepraszam za nerwy, które być może ponieśli w związku z groźbą nielegalnego strajku. Uważam, że jest to zwyczajnie nie w porządku. W imieniu LOT przepraszam i zapraszam na gościnne pokłady naszych samolotów – mówi Rafał Milczarski, prezes PLL LOT. Rozmawia Wojciech Mucha.
Panie Prezesie, wczoraj odbył się protest części pracowników i współpracowników LOT, to już kolejna odsłona tego sporu. O co chodzi?
Stanęliśmy przed kolejną próbą przeprowadzenia przez zradykalizowanych liderów związkowych nielegalnego strajku, który się nie udał. Nasi pasażerowie mogli spokojnie podróżować naszymi samolotami, ponieważ wszystkie rejsy wykonaliśmy wczoraj bez najmniejszych utrudnień. Po raz kolejny potwierdza się to, co powtarzamy już od dawna: nasi pracownicy chcą pracować, a nie brać udział w nielegalnych akcjach strajkowych.
Czy protest miał wpływ na funkcjonowanie siatki polączeń? „Gazeta Wyborcza” grzmiała, że nawet połowa rejsów LOT z Okęcia może się nie odbyć.
Tradycyjnie związki zawodowe manipulowały rzeczywistością, niestety, wprowadzając w błąd pracowników, pasażerów i opinię publiczną. Wszystkie zaplanowane na wczoraj rejsy odbywały się bez zakłóceń. Nasza firma nie odczuła trudności związanych z tym, że wąska grupa pracowników przyszła na pikietę. Tylko naprawdę nieliczni powstrzymali się od wykonywania obowiązków, pozostałe osoby spokojnie pracowały.
No ale protest jest.
Protest owszem, ale strajk już nie – jest nielegalny.
Co to znaczy?
Strajk jest nielegalny do momentu rozpatrzenia przez sąd naszego wniosku o stwierdzenie legalności referendum. Mamy uzasadnione wątpliwości co do sposobu, w jaki zostało przeprowadzone, a sąd uznał nasze argumenty za wystarczająco mocne, by zakazać jakiejkolwiek akcji strajkowej do czasu zakończenia postępowania. Zmiana powodu do strajku przez związki zawodowe, tj. zwolnienie p. Moniki Żelazik, wymagałaby zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych przeprowadzenia nowego, legalnego referendum wśród pracowników. Takie referendum nigdy się nie odbyło. Udział w nielegalnym strajku oznacza więc łamanie polskiego prawa.
Protestujący domagają się przywrócenia do pracy Moniki Żelazik, dyscyplinarnie zwolnionej szefowej Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego.
Pani Monika Żelazik jest jednocześnie „jedynką” na Bemowie z listy wyborczej Wygra Warszawa – komitetu Jana Śpiewaka. To pokazuje, że ci liderzy związkowi niestety nie zajmują się dbaniem o interes swoich pracowników LOT, tylko o budowę słupków popularności przed nadchodzącymi wyborami samorządowymi. Pani Żelazik nie została zwolniona z pracy za działalność związkową, lecz za słowa zagrażające bezpieczeństwu publicznemu i wykonywaniu operacji lotniczych. Jest jasne, że wobec zbliżających się wyborów samorządowych termin strajku jest nieprzypadkowy (pani Żelazik została zwolniona z pracy ponad cztery miesiące temu).
Istotnie, wczoraj wśród protestujących pojawiły się znane twarze lewicowych polityków. Co Pan o tym sądzi?
To nie budzi zdziwienia, że wraz z tą nieliczną grupą pikietujących w naszym biurze znaleźli się przedstawiciele lewicowych środowisk, m.in. pan Piotr Szumlewicz, znany z nieprawdziwych wypowiedzi na temat LOT, pan Adrian Zandberg, lider partii Razem, czy Andrzej Rozenek, kandydat SLD. To kolejny dowód na to, że wezwanie do strajku jest kampanią polityczną, która w żaden sposób nie przybliża nas do rozwiązania trwającego w spółce konfliktu. Nie ma naszej zgody na upolitycznianie tego sporu.
Protestujący uważają, że są pokrzywdzeni. Przekonują, że chodzi o zawieszenie korzystnego dla pracowników regulaminu wynagradzania oraz przenoszenie pracowników z etatów na samozatrudnienie. Jakie jest stanowisko PLL LOT?
Byłoby dobrze, gdyby w działaniach związkowców było więcej prawdy, a mniej manipulacji. Był kiedyś taki regulamin, to prawda. Ale on w 2013 r. został wypowiedziany przez poprzedniego prezesa, Sebastiana Mikosza, a nie przeze mnie.
Co go zastąpiło?
System oparty na indywidualnych umowach, z ramowymi wytycznymi wynagrodzenia. Związkowcy, bazując na sporze zbiorowym z 2013 r., a więc pięć lat temu, chcieli doprowadzić do sytuacji, że LOT byłby im winny różnice wraz z odsetkami. Tymczasem mamy już trzy wyroki Sądu Najwyższego, które potwierdzają, że spółka w obliczu groźby upadku i wobec nieprzejednanej postawy związków zawodowych miała prawo ten regulamin wypowiedzieć.
Na czym polega obecny regulamin?
Regulamin z 2010 r. można porównać z systemem „czy się stoi czy się leży, to się należy”. Nie ma już miejsca na coś takiego. Dziś gwarantujemy każdemu pilotowi i stewardesie na lot 45 h podstawowych i za to płacimy, a ponadto za każdą dodatkową godzinę. Nie zamierzamy z tego rezygnować. Dziś sytuacja jest taka, że kto chce pracować, może zarabiać więcej niż w regulaminie z 2010 r. Listy starszeństwa i układów zastąpiliśmy merytokracją – promujemy najlepszych i najzdolniejszych.
Ma Pan jakieś propozycje dla związkowców?
Oczekiwania związków są kompletnie oderwane od przedmiotu sporu. Odkąd jestem prezesem, złożyliśmy już 13 propozycji zmian do regulaminu wynagradzania. Każda była korzystna i oznaczała wzrost wynagrodzeń o konkretne kwoty. Tymczasem mamy do czynienia z kuriozalną sytuacją, kiedy jedna z liderek protestu powiedziała, że nie zaakceptuje takiego rozwiązania, które nie da jej osobiście podwyżki.
Może powinna dostać?
Jest starszą stewardesą, a starsze stewardesy mają bardzo dobre warunki – pensje rzędu 9–10 tys. brutto. Co więcej, w ostatnim czasie ponad 200 stewardes zostało awansowanych, to powoduje 80 proc. podwyżki samej podstawy wynagrodzenia – z 2500 do 4500 zł. Naprawdę musimy zadbać o innych, nie tylko o wybranych. Tymczasem panie stewardesy i panowie stewardzi ze związku zawodowego nie po raz pierwszy próbują przykładać LOT pistolet do głowy, realizując własne interesy. Nie będziemy się na to godzić.
Jaki rozwój sytuacji Pan przewiduje?
Powiem to jasno: dziś LOT działa inaczej, niż działał. Rozumiem, że to może niektórych boleć, ponieważ obecnie liderzy związkowi mają mniejszy wpływ na „kierowanie zarządem spółki”. Ja wiem, że może to być frustrujące, ale nie ma i nie będzie od tego odwrotu.
Boi się Pan eskalacji protestu?
Wczoraj pomimo zapowiedzi, że aż połowa rejsów nie poleci, nic takiego się nie stało! Co więcej, nasi pracownicy musieli dzisiaj dokonać wyboru, czy chcą strajkować czy pracować? I fakt, że poprzez nielegalną akcję nie naruszono regularności połączeń świadczy tylko o tym, że 95 proc. zatrudnionych w LOT to ludzie zaangażowani i uczciwi, którym chcę jako prezes bardzo podziękować, bo wiem, że niestety wywierana na nich presja jest ogromna.
Na czym polega ta presja?
Mam informacje, że uciekano się nawet do takich metod, że liderzy związkowi dzwonili do pracowników i namawiali ich do brania fałszywych zwolnień lekarskich. To jest niemoralne, nielegalne i absolutnie nieakceptowalne działanie. Nie tylko naraża na ogromny stres naszych pracowników, ale uderza w działanie spółki i innych organów – takich jak ZUS, co jest niezgodne z prawem.
Czy pasażerowie mają się czego obawiać w związku z ta sytuacją?
Nie. LOT jest od latania, a nie od strajkowania. Tym samym chcę bardzo przeprosić naszych pasażerów również w imieniu tych awanturniczo nastawionych liderów związkowych. Przepraszam za nerwy, które być może ponieśli w związku z groźbą nielegalnego strajku. Uważam, że jest to zwyczajnie nie w porządku. W imieniu LOT przepraszam i zapraszam na gościnne pokłady naszych samolotów.