Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Po zamachu w Tunisie Komorowski czeka na oficjalne dane. Takich dylematów 10.04.10 r. nie miał

Bronisław Komorowski oburzył się powielaniem niepotwierdzonych informacji o polskich ofiarach zamachu w Tunezji.

Autor: gb

Bronisław Komorowski oburzył się powielaniem niepotwierdzonych informacji o polskich ofiarach zamachu w Tunezji. - Im mniej się mówi, a więcej robi, im więcej się okazuje współczucia, tym lepiej - stwierdził dzisiaj na antenie Polskiego Radia. Po katastrofie 10 kwietnia 2010 r. nie czekał na potwierdzenie śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Natychmiast przejął władzę.

Głównym tematem rozmowy w "Sygnałach Dniach" Polskiego Radia (gospodarz to znany naszym czytelnikom Krzysztof Grzesiowski) był oczywiście zamach terrorystyczny w Tunisie. Od wczoraj przedstawiciele rządu, z marszałkiem Sejmu Radosławem Sikorskim na czele, podają sprzeczne informacje o liczbie polskich ofiar. Nie mogą dojść do porozumienia również w temacie żałoby narodowej.

O to zapytany został Bronisław Komorowski.
- Trzeba być realistą. Tunezja to nie Szwajcaria, gdzie wszystko chodzi jak w zegarku. To władze tunezyjskie mają problem z policzeniem i identyfikacją ofiar. Polska, służby konsularne, ambasada pomagają, jednak akcja jest organizowana przez miejscowe władze – tłumaczył Komorowski twierdzą równocześnie, że warto mówić z umiarem, ze względu na uczucia rodzin ofiar, zaginionych i rannych.

To dość istotna zmiana w zachowaniu Komorowskiego. Po tragedii 10 kwietnia 2010 roku nie czekał na oficjalne potwierdzenie kto zginął w Smoleńsku. Istnieje wiele dowodów, że zaczął się szykować do przejęcia władzy, zanim oficjalnie potwierdzono śmierć prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zresztą Komorowski sam to przyznał. Cytat z książki "Smoleńsk" Teresy Torańskiej. Kluczowe jest słowo "prawdopodobnie" w ostatnim zdaniu.

"Sikorski powiedział, iż ma wiadomość od naszego ambasadora w Moskwie, że doszło do wypadku prezydenckiego samolotu. Ale nie wie, z jakimi konsekwencjami. Po kilku minutach znowu zadzwonił. Nasz dom na wsi ma blaszany dach, przez to jest słabo z zasięgiem. Wyszedłem na zewnątrz. Padły dwa zdania. Że prawdopodobnie nikt nie przeżył i »szykuj się«, bo zaszła okoliczność przewidziana w konstytucji".

O wydarzeniach z 10 kwietnia 2010 r. opowiadał przed laty również Andrzej Duda, tamtego dnia najwyższym rangą urzędnik Kancelarii Prezydenta, który pozostał w kraju.

"Około godz. 11 zadzwonił do mnie z Kancelarii Sejmu pan minister Lech Czapla. Poinformował mnie, że w związku z zaistniałą sytuacją pan marszałek Bronisław Komorowski zamierza zaraz wygłosić przed kamerami oświadczenie, że przejmuje do tymczasowego wykonywania obowiązki prezydenta RP".

"Zapytałem, to w takim razie na jakiej podstawie miałoby to nastąpić i skąd takie twierdzenie, że prezydent nie żyje. Na co pan minister Czapla powiedział: no jak to, panie ministrze, przecież to jest oczywiste, więc ja powiedziałem, że absolutnie dla mnie nie jest to oczywiste i zapytałem czy w takim pan marszałek zamierza przejąć władzę na podstawie informacji, która znajduje się na pasku w telewizji?"

Autor: gb

Źródło: polskieradio.pl,niezalezna.pl