Tomasz Hypki, prezes Agencji Lotniczej „Altair”, uważa, że „mogło dojść do pomyłki tego, który strzelał, takiej, że albo pomylił cel, albo strzelał do innego samolotu, a rakieta poleciała w kierunku innego”.
– Tego nie można wykluczyć: systemy naprowadzania tego typu pocisków, dosyć starych, nie są precyzyjne i często naprowadzają się na inny cel. Trzeba mieć bardzo precyzyjne, cyfrowe systemy, żeby rozdzielać cele z dużej odległości, żeby ta głowica widziała cel, albo specjalne go podświetlać, co w przypadku takich prymitywnych systemów i – przede wszystkim – prymitywnego sposobu użycia, należy raczej wykluczyć – tłumaczył Hypki w RMF FM.
Wtórował mu – tyle że w TVN24 – były pilot Michał Fiszer.
– Zdarzają się pomyłki w lotnictwie. Zapewne ci, którzy strzelali, nie mieli pewności, że strzelali do samolotu cywilnego. Samoloty cywilne posługują się transponderami ICAO. To jest system, który jest powszechny na Zachodzie. W tym systemie pracuje całe lotnictwo cywilne, a także samoloty NATO – mówił Fiszer.
Jak dodawał, zestrzelenie malezyjskiego Boeinga przy granicy ukraińsko-rosyjskiej mogło nastąpić przypadkowo, jeśli korzystano z rosyjskiego sprzętu wojskowego.
– Rosjanie przyjęli inną koncepcję na swoich wojskowych urządzeniach mają inny system identyfikacji, rozpoznają tylko samoloty należące do sił wojskowych Rosji, a wszystkie inne są obce dla nich. Nawet cywilne samoloty rosyjskie. W samolotach krajów zachodnich jest inaczej. Rosjanie w system ICAO się nie włączyli – opowiadał w „Faktach po Faktach”.
– Ktoś, kto wystrzelił tę rakietę, mógł założyć, że to samolot ukraiński, skoro w tym terenie prowadzone są działania wojenne i nie rozpoznano rosyjskiego samolotu wojskowego – dodawał.
Cóż, skoro nie da się już ukryć, że malezyjski Boeing został zestrzelony, to trzeba znaleźć jakieś „wiarygodne” wytłumaczenie. Pomyłka wydaje się idealna.