Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Ryszard Czarnecki,
18.01.2020 14:34

Debata w PE. I co? Nic

W europarlamencie odbyła się debata – jak policzyłem, nr 10 – na temat Polski. Pierwsza była równo cztery lata temu, w styczniu 2016 r. Średnio to 2,5 debaty na rok. Miałem poczucie dejà vu. Nie tylko ja. A jednak pierwszy raz w historii europarlamentu tego samego dnia grillowano aż trzy kraje: oprócz naszego także Węgry i Czechy.

Widać, że nie chodzi tu tylko o Polskę, ale o cały region, który wymknął się spod politycznej i gospodarczej kontroli. Ci sami europosłowie: socjaliści, komuniści, liberałowie, zieloni i „ludowcy” (tam, gdzie PO i PSL), którzy żądali debaty o Polsce, odrzucili w poniedziałek wniosek, aby prowadzić debatę na temat pobicia przez żandarmerię w Paryżu sędziów sądu apelacyjnego, i to w jego gmachu. Widać, że w PE królują podwójne standardy, a rządzi hipokryzja. A co wynika z „naszej” debaty? To samo, co z poprzednich, czyli jak śpiewała Edith Piaf: „rien” – „nic”. Rezolucja PE nie jest wiążąca dla kogokolwiek, nie ma żadnych formalnoprawnych skutków. Na sali podczas debaty było może 6–7 proc. wszystkich europosłów (!). Pogadali, zagłosowali i poszli. Nie powiedzieli tylko tego, co najważniejsze: że tak naprawdę chodzi o ograniczenie konkurencyjności Polski.

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane