Relacjonując wydarzenia, do których doszło przed tymi, zarejestrowanymi na filmie Maria Kołakowska tłumaczy, że w pewnej chwili do kontrmanifestantów podeszli policjanci i kazali im się rozejść·
Tymczasem na jednym z filmów krążących w sieci ukazujących tamte wydarzenia widać jak funkcjonariusze wyciągają z tłumu Marię Kołakowską. Dziewczyna jest przekonana, że nie był to przypadek.- Staliśmy na przystanku 200 metrów od samego Marszu Równości. Ten marsz obok nas nawet nie przechodził. Policja kazała nam się rozejść, więc przez megafon zaczęliśmy odpowiadać „Czekamy na tramwaj!” i „Jedziemy na mecz” bo w sobotę odbywał się akurat mecz. Policja nie wiadomo dlaczego zaczęła się poruszać w naszą stronę i nas atakować. Wtedy kiedy już ruszyli na nas z pałkami zaczęliśmy ich odpychać – tłumaczy Kołakowska.
- Bardzo możliwe, że był to rodzaj prowokacji wobec mojej mamy, która nie jest zbytnio lubiana przez radnych i prezydenta. Jest taka teoria i możliwe, że jest ona prawdziwa, że chcieli zdenerwować mamę, sprowokować ją do jakiejś ostrej reakcji, po to, żeby mieć pretekst, żeby przestała być radną. Ktoś postanowił, że wyciągną właśnie mnie i wiadomo będzie, że ona wtedy jakoś ostro zareaguje, zrobi jakąś zadymę… i np. będą ją chcieli pod tym zarzutem usunąć z Rady Miasta – tłumaczy Maria Kołakowska.