Oficjalna ceremonia miała miejsce na Zamku Królewskim w Warszawie. Jerzy Bukowski wyjaśnia, że w momencie przejęcia z rąk ostatniego prezydenta II Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego insygniów władzy zakończona została ponad 50-letnia działalność władz II RP na obczyźnie. Okazało się jednak, że rządzący wówczas politycy z Lechem Wałęsą na czele tym niezwykle ważnym dla niepodległości i suwerenności Polski wydarzeniem nie byli specjalnie zainteresowani. Akt przekazania insygniów władzy potraktowano w sposób niewspółmierny do jego dziejowej rangi.
- tłumaczy portalowi niezalezna.pl dr Jerzy Bukowski.- A przecież można było - co postulowałem wtedy (nie będąc w tym odosobniony) w polonijnych mediach - przywrócić choćby na jeden dzień obowiązywanie Konstytucji Kwietniowej, na mocy której funkcjonowały najpierw w Rumunii, potem we Francji, a wreszcie w Wielkiej Brytanii władze Rzeczypospolitej na Uchodźstwie, zachowując ciągłość II RP. Skoro Wałęsa zdecydował się przejąć władzę w postaci prezydenckich insygniów z rąk Kaczorowskiego, a nie generała Wojciecha Jaruzelskiego, to aż prosiło się, by poszły za tym symbolicznym gestem polityczne konsekwencje.
Wspomina on, że „Polski Londyn” długo wahał się, kiedy uznać swoją misję za zakończoną i zdjąć prezydencką chorągiew z „Zamku”, jak nazywano rezydencję głowy państwa oraz siedzibę rządu i innych instytucji państwowych przy 43 Eaton Place, by ponownie zawisła nad Warszawą.
- tłumaczy Jerzy Bukowski.- Byłem bacznym obserwatorem i aktywnym komentatorem tych dyskusji, usiłując zainteresować nimi również krajowe media, ale zdołałem wywalczyć tylko publikację jednego tekstu w formie listu do redakcji „Gazety Wyborczej”. Ta część opozycji, która porozumiała się w 1989 roku ze słabnącym reżimem komunistycznym przy Okrągłym Stole, albo bowiem w ogóle nie znała, albo kompletnie nie rozumiała istoty funkcjonowania władz RP na Uchodźstwie. Widziała w nich coś na kształt mało znaczącej zabawy starszych panów, których czas dawno już przeminął. Podobnie jak peerelowska propaganda traktowała obowiązek wypełniania zapisów konstytucyjnych z 23 kwietnia 1935 roku w kategoriach folkloru politycznego, nie bacząc na ogromne zasługi ludzi przez ponad pół wieku wiernie strzegących narodowych imponderabiliów.
Okazuje się, że zakończenie misji i przekazanie insygniów władzy nie pociągnęło za sobą konsekwencji politycznych. Nie zdecydowano się również na odwołanie do ogromnego dorobku „polskiego Londynu” w wielu dziedzinach życia, oraz koneksjach międzynarodowych.
- przypomina dr Jerzy Bukowski relacjonując przebieg uroczystości upamiętniających przekazanie insygniów.- Niestety, te marzenia ostatniej ekipy z 43 Eaton Place nie zostały zrealizowane, a dzień 22 grudnia 1990 roku wspomina dzisiaj tylko garstka konstytucyjnych legalistów. Na szczęście pamiętano o niej w Warszawie organizując dwudniowe obchody rocznicowe, na które specjalnie z Wielkiej Brytanii przyleciała prezydentowa Karolina Kaczorowska z córkami i ich rodzinami. Wziął w nich udział nowy zastępca szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych Jan Józef Kasprzyk, który jako wieloletni komendant Marszu Szlakiem Pierwszej Kompanii Kadrowej Strzelców Józefa Piłsudskiego zawsze z powodzeniem prosił ostatnią głowę państwa na Uchodźstwie o honorowy patronat nad tą patriotyczna imprezą.