A wszystko zaczęło się od błędnej informacji podanej przez szefa PKW. Podczas wczorajszej, odbywającej się późnym wieczorem, konferencji Państwowej Komisji Wyborczej, jej szef Stefan Jaworski zaprezentował wyniki wyborów samorządowych. Wprawdzie początkowo nie chciał podać wyników procentowych głosowania (tutaj więcej na ten temat), ale ujawnił liczbę mandatów zdobytych przez poszczególne partie: PO - 179 mandatów, PiS - 169, PSL - 159; SLD - 28.
Już po kilkudziesięciu minutach wyszło na jaw, że Jaworski wprowadził opinię publiczną w błąd. Dziennikarze TVP Info odkryli kłamstwo analizując wcześniej podane przez Wojewódzką Komisję Wyborczą w Katowicach, oficjalne wyniki głosowania na Śląsku. Według nich PiS zdobył 16 mandatów, a PSL 5 mandatów, a nie jak sugerował wcześniej Jaworski: Prawo i Sprawiedliwość 14 mandatów, a PSL 7 mandatów.
Państwowa Komisja Wyborcza zapowiedziała sprostowanie w tej sprawie. Tymczasem okazało się, że gdy komunikat został rozesłany do mediów, zawierał jeszcze bardziej rażące błędy. Z ustaleń dziennikarzy TVN 24 wynika, że źle podano liczbę głosów ważnych oddanych w wyborach do sejmiku na Śląsku. Zamiast liczby 1 348 961 podano liczbę 1 481 479. Skala błędu jest szokująca, różnica wynosi bowiem aż 132 518 głosów.
Błędne dane pojawiły się w arkuszu kalkulacyjnym dotyczącym wyników głosowania do sejmików wojewódzkich. Cały dokument został rozpowszechniony razem z treścią sprostowania rozsyłanego do mediów przez biuro prasowe PKW.
Gdy kolejna już rażąca kompromitacja PKW wyszła na jaw, Państwowa Komisja Wyborcza zaczęła przekonywać, że jedyne oficjalne, a co za tym idzie wiążące wyniki wyborów zawiera protokół przygotowany przez Wojewódzką Komisję Wyborczą.
Skąd w dokumencie PKW wzięło się ponad 130 tys. dodatkowych głosów eksperci Państwowej Komisji Wyborczej, nie mają pojęcia.