Pietrzak w listopadzie wystąpił w Budapeszcie na zaproszenie tamtejszej Polonii. Po miesiącu, w trakcie opłatka w polskiej ambasadzie występ ostro skomentował ambasador Roman Kowalski, któremu nie spodobały się żarty Jana Pietrzaka z premiera i prezydenta.
- Oczywiście nie wszystkim od pół wieku podoba się to, co mówię, ale mają prawo nie przychodzić na moje występy i nie zawracać sobie głowy moimi kawałkami. Prawda? Pan ambasador w połowie z tego prawa skorzystał bo na występ nie przyszedł. A jednak się wypowiedział - bardzo negatywnie dlatego, że ośmielałem się żartować z premiera i prezydenta – tak mu doniósł jakiś donosiciel. No i ogólnie był bardzo zły, że w ogóle ktoś śmiał mnie zaprosić do Budapesztu na występ. – Jak można? Jak można? – zadawał dramatyczne pytania pan ambasador. - Ten ktoś za karę nie ma wstępu do polskiej ambasady – tak powiedział w trakcie opłatka, przed świętami Bożego Narodzenia, w trakcie składania sobie najlepszych życzeń i ogólnej wyrozumiałości i życzliwości. Znalazł sobie ambasador dobrą okazję, jak to rzymski katolik po kursach w Moskwie – relacjonuje Jan Pietrzak.
Nie chcąc sprawiać węgierskiej Polonii problemów satyryk postanowił przeprosić organizatorów występu za szykany, jakie ich spotykają.
- Bardzo przepraszam organizatorów występu za szykany jakie ich spotykają ze strony troglodyty w roli polskiego ambasadora. Człowieka bez poczucia humoru i honoru z innej cywilizacji niż europejska. Nie dotarło do niego, że wolni ludzie w wolny kraju mogą śmiać się z tego co im w duszach gra. Z czego im się żywnie podoba, także z władzy. Z władzy również mogą się śmiać w demokracji. Takie są obyczaje proszę państwa. On tego nie wie. (...) Od pół wieku pracuję w moim zawodzie i krzywdy Polsce nie zrobiłem. I wstydu Polsce i Polakom nie przyniosłem, w odróżnieniu od wielu ambasadorów. Publiczność, która chce mnie spotkać wie o tym. Jeżeli ambasador o tym nie wie, niech się nie wtrąca. Nie ma przymusu. Niech nie zachowuje się jak dyplomatołki z PRL-u, którzy z upodobaniem zajmowali się donosicielstwem i dywersją wśród emigracji. Tropienie Pietrzaka należało do ich zadań służbowych. Wiem coś o tym bo czytałem raporty z moich występów po Ameryce czy też Anglii. W aktach IPN-u są jak opisywali, jakie wredne świństwa wypisywali na mój temat – tłumaczy Jan Pietrzak.
W związku z zaistniałą sytuacją satyryk oczekuje reakcji ze strony ministra Radosława Sikorskiego.
- Czyżby wróciły tamte instrukcje znowu? To jest oczywiście pytanie już do ministra Sikorskiego: - Panie ministrze niech pan zaprosi do swojej strefy zdekomunizowanej ambasadora Kowalskiego i go lekko zdekomunizuje. Niech pan mu wyjaśni to i owo, bo się gość pogubił w naszych niełatwych, zagmatwanych czasach. Co on wyprawia? Na czyje polecenie? Po co on głupstwa jakieś robi? Czy jest przepis odmawiający komuś wstępu do ambasady bo zaprosił Pietrzaka do Budapesztu? No, panie ministrze Radku o co chodzi? To takie pytanie retoryczne, aby wywołać efekt wzburzenia i emocje właściwe – mówi w swoim wideofelietonie Jan Pietrzak.
Kliknij i zobacz cały felieton Jana Pietrzaka:
