Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Śmierć technika pokładowego Jaka-40. Rodzina nie wierzy w samobójstwo

W maju Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo w sprawie śmierci chorążego Remigiusza Musia, technika pokładowego Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. tuż przed katastrofą. Śledczy uznali, że Remigiusz Muś sam odebrał s

W maju Prokuratura Okręgowa w Warszawie umorzyła śledztwo w sprawie śmierci chorążego Remigiusza Musia, technika pokładowego Jaka-40, który wylądował w Smoleńsku 10 kwietnia 2010 r. tuż przed katastrofą. Śledczy uznali, że Remigiusz Muś sam odebrał sobie życie i nikt go do tego nie namawiał. Z zeznań rodziny wynika jednak coś zupełnie innego. Opisuje ona też dziwne zdarzenia, które miały miejsce przed jego śmiercią - pisze Dorota Kania w najnowszym numerze "Gazety Polskiej".

Lektura uzasadnienia umorzenia nie rozwiewa wątpliwości, a wręcz je pogłębia. Śledczy uznali, że takiego czynu nie popełniono i sprawa trafiła do archiwum. Tymczasem lektura dokumentów nie rozwiewa wątpliwości a wręcz przeciwnie – pogłębia je. Z zabezpieczonych nagrań ze wszystkich kamer z okolic bloku, w którym zginął Remigiusz Muś wynika, że kamera nie obejmowała wejścia na klatkę schodową, gdzie mieści się mieszkanie chorążego. „Zabezpieczono między innymi zapis z wejścia do podziemnego garażu przyległego do piwnic ( w jednej z nich znaleziono ciało Remigiusza Musia – red.) jednakże słaba jakość  nagrania uniemożliwia identyfikację zarejestrowanych osób, nawet po przeprowadzonej obróbce technicznej obrazu. Ustalono, że na samej klatce schodowej oraz w pomieszczeniach piwnicznych nie było kamer monitoringu” – czytamy w dokumentach prokuratury. Śmierć Remigiusza Musia nastąpiła w sobotę, natomiast sekcję zwłok wykonano w poniedziałek. Poza obecności 0,8 promila alkoholu w jego krwi nie znaleziono żadnych substancji psychotropowych i odurzających. W stężeniu terapeutycznym stwierdzono obecność dekstrometorfanu, składnika m.in. acodinu - leku na kaszel. Przedawkowanie dekstrometorfan może powodować napady paniki, wzrost ciśnienia lub wręcz paraliż dróg oddechowych.

Naciski z zewnątrz?                                
                                                                        
W aktach śledztwa znajdują się zeznania dwóch osób z rodziny Remigiusza Musia, według których został on nakłoniony do samobójstwa.

„ Uważam, że były na niego naciski z zewnątrz aby uczynił taki krok. Celem tego było, by nie składał kolejnych zeznań w sprawie smoleńskiej” – czytamy przytoczone zeznania w  uzasadnieniu umorzeniu postępowania.

Z kolei inna osoba z rodziny chorążego powiedziała prokuratorowi: „Nie sądzę, aby on tak nagle sam odszedł bez przyczyny, mogę domniemywać, tak mi się wydaje, że jakby stanął przed wyborem- zagrożenie rodziny, dzieci, żona a jego śmierć – wybrałby śmierć”.

Z przeprowadzonych badań wynika m.in , że tylko na lince, na której było ciało chorążego, nie stwierdzono śladów żadnych odcisków palców. Ślady DNA Remigiusza Musia zabezpieczono jedynie tylko na krótszym fragmencie linki, gdzie wykonano pętlę, natomiast na dłuższym fragmencie, jak napisał prokurator, „nie ujawniono materiału biologicznego nadającego się do badań”

Ponieważ świadkowie nie mieli bezpośrednich dowodów na potwierdzenie swoich przypuszczeń prowadzący śledztwo prokurator uznał, że nie mogą one „stanowić podstawy do dokonywania ustaleń faktycznych”.

Zapytana przez śledczych Służba Kontrwywiadu Wojskowego przyznała, że Remigiusz Muś nie był objęty żadną ochroną, a SKW nie miała żadnych informacji m.in. na temat zagrożeń wobec byłego wojskowego.

- Po katastrofie smoleńskiej, wszyscy członkowie załogi JAKA, którzy byli przecież naocznymi świadkami tragedii, powinni być objęci ochroną. To, że tak się nie stało, jest przekładem lekceważenia bezpieczeństwa tych ludzi i zagrożenia ich życia – mówi nam Antoni Macierewicz, twórca SKW, obecnie poseł PiS i przewodniczący parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia przyczyn smoleńskiej katastrofy.

Dziwny wypadek

Niecałe dwa miesiące przed śmiercią, we wrześniu 2012 r., Remigiusz Muś, jadąc samochodem, zjechał nagle z drogi i uderzył w płot przydrożnej posesji w podwarszawskiej Starej Iwicznej. Policja, która przyjechała na miejsce, stwierdziła, że był on trzeźwy, jednak ze względu na dziwne zachowanie przewieziono go do szpitala w Piasecznie. Z uwagi na zaburzenia zachowania przewieziono go następnie do szpitala psychiatrycznego w Tworkach. Podczas przyjęcia lekarze stwierdzili m.in. brak rzeczowego kontaktu słownego i dziwne wypowiedzi niemające związku z tematem pytań. Remigiusz Muś został przyjęty do szpitala, skąd wyszedł na własną prośbę po trzech dniach. Badania nie wykazały we krwi chorążego obecności alkoholu, narkotyków czy środków psychotropowych. Lekarze nie ustalili, co było przyczyną dziwnego zachowania Remigiusza Musia, a przeprowadzone badania psychiatryczne i psychologiczne nie ujawniły u niego choroby psychicznej, w tym depresji ani też innych zakłóceń czynności psychicznych.

Remigiusz Muś wielokrotnie mówił bliskim o tym, co widział 10 kwietnia 2010 na miejscu katastrofy. Z zeznań wynika, że jego zachowanie po katastrofie uległo zmianie:  zaczął mieć m.in. napady agresji i niewytłumaczalne zachowania ja to po kolizji samochodowej.

Badający Remigiusza Musia biegli z psychiatrii i psychologii wykluczyli u niego chorobę psychiczną.

Cały tekst w najnowszym numerze "Gazety Polskiej"

 



Źródło: Gazeta Polska

 

prenumerata.swsmedia.pl

Telewizja Republika

sklep.gazetapolska.pl

Wspieraj Fundację Niezależne Media

Chcesz skomentować tekst? Udostępnij treść i skomentuj w mediach społecznościowych.
Dorota Kania
Wczytuję ocenę...
Zobacz więcej
Niezależna TOP 10
Wideo