Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę

„Skazuję was na wielkość. Bez niej zewsząd zguba”

Istnieje pilna konieczność popularyzacji republikańskiego dziedzictwa kulturowego Rzeczypospolitej. Rozumianego nie tylko jako czas przeszły, ale i jako reguła, od której ze względów pragmatycznych abstrahować nie wolno.

Istnieje pilna konieczność popularyzacji republikańskiego dziedzictwa kulturowego Rzeczypospolitej. Rozumianego nie tylko jako czas przeszły, ale i jako reguła, od której ze względów pragmatycznych abstrahować nie wolno.

W „Rzeczpospolitej” z 8 stycznia br. ukazał się niezwykle ważny artykuł prof. UJ Arkadego Rzegockiego „Brakujący fundament III RP”. Autor słusznie wskazuje w nim na potrzebę powrotu do pamięci i dumy z osiągnięć cywilizacyjnych Rzeczypospolitej Obojga Narodów i uczynienie z nich fundamentu nie tylko polskiej, ale i środkowoeuropejskiej polityki, której celem, podzielanym przez wszystkie państwa naszego regionu, winna być konsolidacja ich potencjału dla obrony i promocji ich wspólnych interesów. Wezwanie to zasługuje na pełne poparcie. Istnieje pilna konieczność popularyzacji republikańskiego dziedzictwa kulturowego Rzeczypospolitej i świadomości wspólnoty losów historycznych przestrzeni postjagiellońskiej, rozumianych nie tylko jako czas przeszły dokonany, ale i jako reguła, od której ze względów pragmatycznych – tzn. z uwagi na geopolitykę – abstrahować nie wolno. Wspólnota owych losów nie jest bowiem jedynie wspomnieniem, ale i współczesnością. Narody nasze wspólnie traciły niepodległość w XVIII w., wspólnie ją odzyskiwały (lub przynajmniej po nią sięgały – jak Białorusini i Ukraińcy) w latach 1918–1921, znów wspólnie traciły w latach 1939–1945 i wspólnie odrzucały sowieckie jarzmo w latach 1989–1991. Razem też wchodziły do NATO (1999–2004) i do UE (2004). Nie ma powodu sądzić, że nasze losy w przyszłości pobiegną odmiennymi torami.

Nadzieja małych krajów

Punktem wyjścia do sformułowania takiego programu właśnie teraz jest wezwanie skierowane do Polski 8 grudnia 2012 r. przez prezydenta Estonii Toomasa Hendrika Ilvesa z okazji jego wizyty w Krakowie na jubileuszu 20-lecia Instytutu Studiów Strategicznych. Ilves zaapelował do Rzeczypospolitej, by ta wzięła na siebie odpowiedzialność za losy Europy Środkowowschodniej. „Polska to nadzieja dla wszystkich małych krajów” – powiedział estoński przywódca. Rzegocki cytuje także zdanie premiera Węgier Viktora Orbána, który stwierdził: „Kiedy w lewicowej prasie węgierskiej czytam krytykę pod adresem Polski, że ma aspiracje, by na nowo stać się regionalną potęgą Europy Środkowej, to wtedy głośno mówię do siebie: No wreszcie!”. Cytaty te warte są powtórzenia i nagłośnienia, gdyż polskie ambicje odgrywania wiodącej roli w Międzymorzu często zwalczane są przy użyciu tezy, że narody, w których imieniu chcielibyśmy bronić naszych wspólnych z nimi interesów, wcale sobie tego nie życzą. Otóż życzą sobie i mają w tym rację.

Romantyzm, szaleństwo czy konieczność?

Poparcie, jakiego w 2003 r. udzieliły wszystkie państwa naszego regionu interwencji USA w Iraku, nie wynikało ani z ich zamiłowania do zamorskich ekspedycji wojennych, ani z obawy przed bronią chemiczną Saddama Husajna, ani z woli budowy demokracji w Mezopotamii. Nie wynikało też z amoku, ni szaleństwa. Było funkcją poszukiwania przez nasze kraje amerykańskiej ochrony wobec wciąż odczuwanego zagrożenia powrotem rosyjskiej dominacji. Przylot pięciu przywódców obszaru postjagiellońskiego (Estonii, Łotwy, Litwy, Ukrainy i Polski) do Tbilisi w chwili rosyjskiego najazdu na Gruzję też nie był, jak chcieliby przeciwnicy jego organizatora – śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego – skutkiem jakiejś paranoi. Byłaby ona zresztą dziwnie zaraźliwa. Trudno głosić tę tezę i mieć się za inteligenta. Wszak kraj, który rozstrzeliwuje z armat czołgowych swój parlament, burzy przy użyciu bomb i artylerii „swoje miasta” i eksterminuje ludność „swojej prowincji”, a potem najeżdża sąsiada, musi wywoływać obawy innych swoich sąsiadów. To, że na wezwanie Warszawy odpowiedziały Tallin, Ryga, Wilno i Kijów, było więc rzeczą naturalną. Któż inny miał ich do tego wezwać? Kto mógł zastąpić Polskę? Niemcy budujący obecnie Rosjanom centrum szkolenia wojsk lądowych w Mulino pod Nowogrodem Niżnym czy może Francuzi sprzedający rosyjskiej flocie nowoczesne okręty desantowe?

Posłuchajmy Estonii – stańmy na własnych nogach

Przytoczona opinia Orbána zapewne nikogo nie dziwi, natomiast prezydent Ilves i jego kraj mniej są w Polsce znani. Estonia zaś jest najlepiej zorganizowanym państwem w naszym regionie Europy. Jest to niestety jednocześnie państwo najmniejsze. Ciężko doświadczone sowiecką niewolą, świeżo ostrzeżone sterowaną z Moskwy próbą destabilizacji wewnętrznej podjętej wobec Estonii w 2007 r., ma silne elity państwowe i zbudowane po 1991 r. na zasadzie opcji zerowej sprawne służby specjalne (polecam roczniki estońskiej Policji Bezpieczeństwa – http://www.kapo.ee/eng/annual-reviews). Jest ono, jak żadne inne, świadome szybko zmieniających się realiów bezpieczeństwa w naszym regionie. Zmiany te skłaniają zaś do uznania, że musimy stanąć na własnych nogach. Amerykanie się wycofują, Unia Europejska jako struktura bezpieczeństwa nie istnieje, a kryzys strefy euro i niemiecko-francuskie przywództwo wykluczają, by powstała ona w tym charakterze i na dodatek była użyteczna jako osłona przed Rosją (grupy bojowe UE mogą służyć do straszenia milicji plemiennych w subsaharyjskiej Afryce, ale nie do obrony kogokolwiek przed Moskwą). Ośrodkiem konsolidacji Międzymorza zaś może być tylko Polska, pod warunkiem przyjęcia przez nią odpowiedzialności za obronę interesów nie tylko własnych, ale i swoich sąsiadów oraz wykazania gotowości zapłacenia za to niezbędnej ceny. Polska pod rządami PO nie jest w stanie podjąć się tej roli, ale czas nie czeka. Przestrzeń postjagiellońska albo zorganizuje się w samodzielną siłę polityczną zdolną, jak chce Ilves, wpływać na NATO i UE, a jeśli trzeba radzić sobie sama, albo będzie przedmiotem rozgrywki między ościennymi potęgami. Jak pisał Kazimierz Wierzyński w wierszu „Wyrok pośmiertny” z 1936 r.: „Skazuję was na wielkość. Bez niej zewsząd zguba”.