- Te słowa padły z ław zajmowanych przez posłów Platformy Obywatelskiej i Ruchu Palikota. To było niebywały skandal. Nie spotkałem się z takim chamstwem – mówi Niezależnej.pl poseł PiS Jan Dziedziczak.
Chwilę po prezesie PiS na mównicę sejmową wszedł Janusz Palikot. I popisał się chamstwem na niespotykaną skalę. Stwierdził, że Jarosław Kaczyński wysłał na śmierć brata do Smoleńska. Jak dodał rzecznik PiS Adam Hofman, w czasie przemówienia Kaczyńskiego na sali sejmowej ze strony, gdzie zasiada Palikota i posłowie jego ugrupowania padły słowa "zadzwoń do Lecha, zadzwoń do brata".
Natychmiast na te słowa zareagował szef klubu PiS Mariusz Błaszczak, który zażądał przerwy i zwołania Konwentu Seniorów. Prawo i Sprawiedliwość złożyło wniosek o wykluczenie Palikota z obrad Sejmu.
Marszałek Sejmu Ewa Kopacz poinformowała, że stenogram z dzisiejszych obrad Sejmu skierowała do sejmowej Komisji Etyki „celem rozstrzygnięcia o zachowaniach etycznych lub nieetycznych na tej Sali”. Dopytywana przez dziennikarzy powiedziała, że ze stenogramów sejmowych nie wynika, kto wypowiedział słowa „zadzwoń do brata”. - Jest tylko i wyłącznie dopisek, że „z sali pada niezidentyfikowany głos” - dodała. Zaznaczyła, że osoba, która pisała stenogram, nie dostrzegła, kto wypowiedział te słowa. - Na pewno to nikt z pierwszego rzędu - dodała.
