Policja mołdawska przed drugą turą wyborów rozsyła do obywateli sms-y z ostrzeżeniem, że za „bierną korupcję wyborczą”, czyli sprzedaż głosu, grożą wysokie grzywny. To element walki z tzw. siecią Sora, która wydaje miliony dolarów na kupowanie wyborców.
„Drodzy obywatele, uważajcie na oszustwa wyborcze. Jeśli ktoś próbuje cię skorumpować, zadzwoń pod numer 112” – to treść sms-ów rozsyłanych do obywateli w piątek, na dwa dni przed 2. turą wyborów prezydenckich. Policja ostrzega w nich, że za sprzedaż głosu grozi kara grzywny do 37,5 tys. lejów mołdawskich, co odpowiada ok. 8,4 tys. zł.
To jeden z elementów walki z tzw. siecią Ilana Sora, czyli ściganego zbiegłego oligarchy, która w interesie Rosji przekupuje wyborców do głosowania przeciwko obecnej prezydentce Mai Sandu i – szerzej- prozachodniej polityce władz. W pierwszej turze wyborów prezydenckich ludzie Sora poinstruowali swoich adeptów i zwerbowanych przez nich ludzi, by głosowali m.in. za kandydatów Victorię Furtunę i Vasile Tarleva lub po prostu „przeciwko Mai Sandu”.
W referendum ws. UE instrukcja była, by głosować na „nie”. Teraz kandydatem Sora jest oponent Mai Sandu Alexandr Stoianoglo – powiadomił dziennik „Ziarul de Garda”. Jego dziennikarka pod zmienionym nazwiskiem przeniknęła do struktur „rosyjskiej siatki” i od swoich „mocodawców” otrzymała właśnie taką instrukcję.
Według policji tylko we wrześniu i październiku do kraju trafiło nielegalnie 39 mln dol., ale w rzeczywistości sumy były jeszcze większe, a sam proceder miał się zacząć co najmniej wiosną tego roku. To kwoty, jakich „nigdy nie było w mołdawskiej polityce” - mówią eksperci. Oceniają również, że to właśnie te przekupstwa wyborcze w dużej mierze wyjaśniają różnice pomiędzy sondażami przedwyborczymi a ostatecznymi wynikami wyborów.
Maia Sandu w pierwszej turze otrzymała ok. 42,4 procent głosów, a na drugim miejscu był Alexandr Stoianoglo z wynikiem prawie 26 proc. W referendum zwyciężyli zwolennicy wpisania eurointegracji do konstytucji, ale tylko „o włos” - z wynikiem 50,35 proc. Sondaże przewidywały, że z udziałem głosów diaspory wynik Sandu może się zbliżyć do 50 proc., a głosy na „tak” w referendum do 55-60 proc.
Według informacji przekazanej przez prezydentkę Maię Sandu celem operacji korupcyjnej było kupienie 300 tys. głosów. Jeszcze przed pierwszą turą wyborów policja powiadomiła, że wykryła ponad 130 tys. osób zaangażowanych w nielegalną działalność – część z nich pełniła rolę „koordynatorów”, którzy następnie werbowali „aktywistów” i zwykłych ludzi.
„Skala tej przestępczej działalności jest ogromna i policja po prostu fizycznie nie jest w stanie dotrzeć do tych wszystkich ludzi, chociaż praktycznie każdego dnia słyszymy o nowych rewizjach i konfiskatach nielegalnych pieniędzy” – mówi PAP analityk Andrei Curararu. W piątek policja antykorupcyjna powiadomiła, że wymierzyła już grzywny w wysokości 3,5 mln lejów mołdawskich za „bierną korupcję wyborczą".
Z kolei, jak wcześniej informowała policja, za oferowanie pieniędzy „za głos” kara może wynieść ponad 13 tys. zł lub nawet do pięciu lat więzienia.
Kampania informacyjna, ostrzegająca przed udziałem w nielegalnych działaniach ma zniechęcić potencjalnych nowych adeptów lub tych, którzy już otrzymali „pieniądze za głos”. Policja informuje, że osoby, które zgłoszą się dobrowolnie i będą współpracować ze śledztwem, zostaną zwolnione z odpowiedzialności.
II tura wyborów prezydenckich odbędzie się w niedzielę 3 listopada i wezmą w niej udział urzędująca prezydentka Maia Sandu oraz były prokurator generalny, wspierany przez partię socjalistów - Alexandr Stoianoglo.