Oczywiście z punktu widzenia racjonalnych ludzi, zarówno wojna jest szaleństwem, jak i Putin jest szaleńcem. Ale problem polega na tym, że Putin, i przywódcy rosyjscy, i naród rosyjski w ich obecnym stanie są absolutnie irracjonalni. Czy Hitler był szalony? Czy Stalin był szalony? Odpowiadając na te pytania twierdząco, nie zatrzymamy ani zmniejszymy stojącego przed nami zagrożenia. (…) Ale przecież nie mamy za zadanie wyleczyć Putina. Trwa wojna. Od 24 lutego mamy za zadanie go zniszczyć – mówi portalowi Niezalezna.pl dr Jurij Felsztyński, współautor światowych bestsellerów „Korporacja Zabójców” oraz „Wysadzić Rosję”.
Od 2014 r. Pan był jedną z tych osób, która mówiła, że aneksja Krymu oraz Donbasu jest początkiem trzeciej wojny światowej. Jednak Pana ostrzeżenie zostało usłyszane dopiero przez nielicznych, dlaczego?
Nie jestem politykiem ani dowódcą wojskowym. Jestem historykiem specjalizującym się w Rosji. Mogę tylko pisać artykuły i książki lub udzielać wywiadów. Biorąc pod uwagę, że nasza (z ukraińskim historykiem Michaiłem Stanczewem) książka pt. „Trzecia wojna światowa? Bitwa o Ukrainę” została wydana w Kijowie po rosyjsku i ukraińsku oraz w Polsce po polsku, wydaje mi się, że w tych dwóch krajach mnie słyszano. W pozostałych - nie. Na Ukrainie usłyszano, że po zdobyciu Krymu i rozpoczęciu wojny w Donbasie (która nie ustała ani na dzień), Ukraińcy musieli wybrać między dwoma możliwymi scenariuszami: żadnych nowych podłości ze strony Putina nie należy się spodziewać, albo: 2014 rok - to dopiero początek wszystkich problemów tworzonych przez Rosję i Putina. Bardziej naturalne było zatrzymanie się na drugiej opcji: wojna 2014 roku była pierwszym etapem dużego projektu, mającego na celu zajęcie Ukrainy.
Polska, będąca historycznie głównym obiektem podboju najpierw przez Imperium Rosyjskie, a potem przez ZSRS, zawsze z nieufnością, obawą oraz podejrzliwością traktowała intencje ZSRS i Rosji wobec Polski. Polski kompleks Stalina można porównać tylko z żydowskim kompleksem Hitlera i ukraińskim kompleksem Putina. Polska nigdy więc nie oczekiwała i nie oczekuje niczego dobrego od Rosji. Zawsze musiała być czujna. Tak więc w Polsce odebrano tę książkę jednoznacznie: jako książkę o nowym zagrożeniu płynącym z Rosji.
Trudniej jest odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nikt inny nie zwrócił uwagi na wypowiadane ostrzeżenia. Zacznijmy od tego, że wielu ekspertów w tej dziedzinie, dość wykwalifikowanych, uważało, że Putin nigdy nie pójdzie na wielką wojnę, w tym z Ukrainą, bo Rosja nie jest gotowa na taką wojnę i Putin ją przegra. W tym sensie zgadzałem się z nimi, tylko wnioski wyciągnąłem inne. I zupełnie inaczej wyobrażałem sobie logikę Putina i korporacyjnego kierownictwa służb bezpieczeństwa, które dziś rządzą Rosją.
Chodzi o to, że dla Putina ważne jest nie tyle zwycięstwo na Ukrainie, ile zademonstrowanie całemu światu gotowości Rosji do unicestwienia wszystkich tych terytoriów, które nie są gotowe poddać się jej bezwarunkowo. Widzimy więc wszystkie te zdewastowane miasta i brutalne mordowanie ludności cywilnej, które demonstruje armia rosyjska, kontrolowana przez bezpiekę, co jest bardzo ważne. Rosyjskie kierownictwo planuje zatem zastraszyć cały świat i zmusić go do kapitulacji. A argument, że armia rosyjska nie jest gotowa na wielką wojnę, tj. ponosi duże straty, to ostatnia rzecz, która niepokoi Putina. Nie obchodzi go, ile dziesiątek tysięcy żołnierzy traci Rosja. Okazuje się więc, że Putin jakoś nie wygrywa wojny, a armia rosyjska ponosi nieprzewidziane straty, ale skoro to wszystko dzieje się na terytorium Ukrainy, cierpi z tego powodu tylko Ukraina. Ale to właśnie jest główna odpowiedź na pytanie, dlaczego nie zwrócono uwagi na książkę w 2015 roku: ponieważ jeśli jest to wojna między Rosją a Ukrainą, społeczność światową to mało zainteresuje. I wtedy nikt nie mógł uwierzyć, że ta wojna może rozprzestrzenić się poza granice Ukrainy. Teraz o wiele łatwiej w to uwierzyć, choć nawet teraz niewielu tak to widzi.
Z początkiem wojny w swoich wystąpieniach publicznych wiele uwagi poświęca Pan roli NATO w tej wojnie. Podkreśla, że Sojusz Północnoatlantycki musi chronić Ukrainy.
Zacznijmy od tego, że NATO już chroni Ukrainę. Sankcje są formą ochrony. Dostawy broni są formą ochrony. Ale to niestety nie wystarczy, aby powstrzymać Putina na Ukrainie i wojny na Ukrainie. A jeśli Putin nie zostanie tam zatrzymany, dojdzie do Naddniestrza, gdzie są już skoncentrowane wojska rosyjskie, i zacznie zajęcie Mołdawii, której wojskowe zdolności są zasadniczo mniejsze w porównaniu z ukraińskimi. Aby temu zapobiec, NATO jest zobowiązane do interwencji w wojnę ukraińską już teraz, na terytorium Ukrainy, całymi siłami NATO, bez względu na to, co o tym myśli Putin i jak na to zareaguje. Bo gdyby Putin był gotowy do konfrontacji z NATO, zrobiłby to już dawno. Miał ku temu wiele powodów, na przykład ostatnie wejście do NATO Finlandii i Szwecji. Więc nie chodzi tylko o ratowanie Mołdawii. Mówimy o ratowaniu Ukrainy i zapobieganiu rozszerzania się strefy działań wojennych na terytorium Mołdawii. Ale tak naprawdę mówimy o zawieszeniu wojny, która może przerodzić się w trzecią światową wojnę termojądrową.
Załóżmy, że NATO nie zainterweniuje w wojnie na Ukrainie i pozwoli Putinowi zająć zarówno Ukrainę, jak i Mołdawię. Co będzie dalej? Jeden ze scenariuszy: zmęczony Putin zatrzyma się i niczym pyton przez jakiś czas będzie przetrawiał to, co połknął. Drugi: Putin pójdzie dalej. „Dalej” to Litwa, Estonia i Łotwa. Tak więc starcie z NATO i tak jest nieuniknione. I lepiej jest przyłączyć się do tej bitwy już na Ukrainie, przybywszy na pomoc walczącej armii ukraińskiej, niż czekać na jej klęskę i podejście wojsk rosyjskich do granic Rumunii. I tak naprawdę nieszczególnie wierzę w scenariusz ze zmęczonym pytonem. Chociaż wiele osób na to liczy.
Czy uważa Pan, że jedność NATO wytrzyma tę próbę? Teraz widzimy pomysły na Zachodzie, by oddać część Ukrainy w celu powstrzymania wojny.
Są dwa aspekty tej jedności. Zacznijmy od drugiego: Putin nie proponuje zatrzymania wojny na Ukrainie w zamian za część terytorium. Nigdy tego nie zaoferował. Dlatego o abstrakcyjnych propozycjach niektórych zachodnich polityków, aby oddać Putinowi część ukraińskich terytoriów, by nie upokorzyć go i pomóc mu zachować twarz w zamian za pokój, można dyskutować przy stole kuchennym we Francji. W Rosji nie ma z kim rozmawiać o tych projektach. Tak samo jak na Ukrainie, co też jest ważne. Putin chce całej Ukrainy (i nie tylko Ukrainy). A Ukraina chce być niezależna. Putin może albo wygrać tę walkę, niszcząc Ukrainę i naród ukraiński, albo przegrać. Ale żeby przegrał jak najszybciej i żeby zginęło mniej ludzi, a nie więcej, NATO musi interweniować po stronie Ukrainy.
Jeśli mówimy o jedności NATO, Unii Europejskiej i całego świata zachodniego, to wszystko jest względne. Kiedy Niemcy zaatakowały Polskę 1 września 1939 roku, Francja i Anglia wypowiedziały Niemcom wojnę, ale nie przyszły z pomocą Polsce i nie rozpoczęły działań wojennych. Polska została pozostawiona na pożarcie dwom ludożercom: Hitlerowi i Stalinowi, i została wchłonięta. Nikt nie udzielał Polakom pomocy wojskowej. Amerykanie przyjęli program lend-lease [z ang. umowa pożyczki-dzierżawy – ustawa federalna z 11 marca 1941 r., zezwalająca prezydentowi Stanów Zjednoczonych „sprzedawać, przenosić własność, wymieniać, wydzierżawiać, pożyczać i w jakikolwiek inny sposób udostępniać innym rządom dowolne produkty ze sfery obronności” – przyp.red.], ale dotyczył on Wielkiej Brytanii, a nie Polski. Włochy i Węgry stanęły po stronie agresora. Japonia też. Francja skapitulowała w 1940 r. Stany Zjednoczone przystąpiły do drugiej wojny światowej dopiero 7 grudnia 1941 r., ponad dwa lata później.
Zgodzi się Pani, że układ strategiczny w latach 1939-1941 dla demokracji był znacznie gorszy niż obecny. Choć Francja dąży do negocjacji z Putinem, nie wycofała się z NATO i nie tworzy marionetkowego prorosyjskiego rządu w Vichy. Chociaż Włochy starają się złagodzić sankcje wobec Rosji, nie zgadzają się na sojusz z Putinem. Mimo że Węgry rzucają kłody pod nogi NATO i Ukrainy, gdzie tylko mogą, nie biorą udziału w działaniach wojennych po stronie Putina.
Wręcz przeciwnie, zarówno sankcje, jak i pomoc wojskowa dla Ukrainy oraz lend-lease – wszystko zaczęło działać tak szybko, jak to możliwe. I to uspokaja. Chociaż, powtarzam, to nie wystarczy, aby zatrzymać wojnę na Ukrainie. Aby powstrzymać działania wojenne, NATO musi przystąpić do wojny. Dwa tygodnie później wojna zostanie zatrzymana.
Jest Pan również ekspertem od rosyjskich służb specjalnych. Jaki jest teraz nastrój wśród nich? Agencje wywiadowcze zwykle działają racjonalnie, zarówno w osiągnięciu celów politycznych, jak i w celu akumulacji bogactwa, a wojna na Ukrainie przeszkadza obu tym celom.
Wojna na Ukrainie najlepiej ilustruje irracjonalność zarówno rosyjskich służb specjalnych, jak i obsadzonego przez nie rosyjskiego kierownictwa. Do marca 2014 r. Rosja była bardzo bogatym krajem, a jej obywatele, zarabiając na rosyjskich złożach, z powodzeniem wydawali te pieniądze za granicą ku zadowoleniu wszystkich. Dotyczyło to również każdego konkretnego rosyjskiego urzędnika, w tym [prezydenta Rosji Władimira – przyp.red.] Putina, [szefa MSZ Rosji Siergieja – przyp.red.] Ławrowa, [dyrektora Federalnej Służby Bezpieczeństwa Rosji Nikołaja – przyp.red.] Patruszewa i tak dalej. Gdybyśmy uznali wszystkich tych ludzi za racjonalnych, oni zostawiliby wszystko tak, jak jest.
Zamiast tego zajęli Krym (choć sami woleli wypoczywać za granicą), doprowadzili do załamania się kursu rubla, sprowokowali sankcje i wywołali lawinę krytyki. Racjonalni ludzie doszliby do wniosku, że warto się zatrzymać. Zamiast tego, po odczekaniu 8 lat, przywódcy Rosji rozpoczęli wojnę na pełną skalę w Europie. Nie warto więc mówić o racjonalizmie w stosunku do rosyjskiego kierownictwa i rosyjskich służb specjalnych. Panuje tam teraz nastrój bojowy: „Pokazaliśmy im i jeszcze pokażemy”, „Jesteśmy silniejsi niż wszyscy”, „Niczego się nie boimy”, „Wszystkich pokonamy”, „Wszyscy będziecie się korzyć u naszych stóp, z tych kto przeżyje, i prosić o miłosierdzie”. Takie są tam nastroje. Nie mamy tam niestety z kim porozmawiać, tak jak nie było z kim rozmawiać w Niemczech w latach 1939-1945.
Po 24 lutego w Polsce często w mediach pojawiała się kwestia poczytalności Putina lub innych ewentualnych chorób władcy Kremla. Czy Pana zdaniem Putin jest szaleńcem?
Oczywiście z punktu widzenia racjonalnych ludzi, zarówno wojna jest szaleństwem, jak i Putin jest szaleńcem. Ale problem polega na tym, że Putin i przywódcy rosyjscy, i naród rosyjski w ich obecnym stanie są absolutnie irracjonalni. Czy Hitler był szalony? Czy Stalin był szalony? Odpowiadając na te pytania twierdząco, nie zatrzymamy ani zmniejszymy stojącego przed nami zagrożenia. Nie ma znaczenia, czy Putin jest szalony, czy nie, ponieważ wraz z Putinem Rosją rządzą setki, jeśli nie tysiące, takich samych szalonych ludzi, którzy chcą przejść do historii jako ludzie, którzy nie bali się rozpocząć nuklearnej konfrontacji z Zachodem. W tym widzą oni swoją historyczną misję.
Opisuję to wszystko szczegółowo w książce, którą napisałem z byłym podpułkownikiem KGB Władimirem Popowem pt. „Od Dzierżyńskiego do Putina. Służby specjalne Rosji w walce o dominację nad światem 1917-2036”, i która przypuszczalnie we wrześniu br. zostanie wydana w Polsce w języku polskim. Ale przecież nie mamy za zadanie wyleczyć Putina. Trwa wojna. Od 24 lutego mamy za zadanie go zniszczyć. Aby wykonać to zadanie, nie potrzebujemy dokładnej diagnozy medycznej stanu zdrowia Putina.