Trzeba dobić tego lwa, czyli krajobraz po francuskiej bitwie wyborczej. Macron bez samodzielnej większości
– Bardzo dobrze, że prezydent Macron nie będzie miał większości. Klucz do uchwalania ustaw ma teraz centroprawica. Nie, żebym myślał o niej dobrze, ale jednak jest trochę bardziej rozsądna niż bardzo lewicowo-liberalne centrum Macrona – ocenił francuski dziennikarz Olivier Bault w rozmowie z portalem Niezalezna.pl. – Jak lew krwawi, to się go dobija – mówi z kolei o sytuacji Emmanuela Macrona po wyborach parlamentarnych korespondent Codziennej z Paryża Zbigniew Stefanik.


Skupiona wokół prezydenta Francji Emmanuela Macrona centroprawicowa koalicja Razem zdobyła 245 mandatów w 577-osobowym Zgromadzeniu Narodowym - ogłosiło francuskie MSW w poniedziałek, podając oficjalne wyniki wyborów parlamentarnych. Lewicowa koalicja Nupes zajęła drugie miejsce i będzie miała 131 deputowanych. Prawicowo-populistyczne Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen zdobyło 89 mandatów, a czwarte miejsce zajęli Republikanie, którzy do niższej izby parlamentu wprowadzą 61 deputowanych. Wyniki te oznaczają, że prezydencka formacja nie będzie miała bezwzględnej większości we francuskim parlamencie.
"Klucz do uchwalania ustaw ma centroprawica"
Francuski korespondent prasowy, mieszkający w Warszawie Olivier Bault jest zadowolony z wyników tych wyborów.
– Bardzo dobrze, że prezydent Macron nie będzie miał większości, chociażby dlatego, że będzie mu trudniej zalegalizować eutanazję, którą obiecał. Nie mówię, że mu się to nie uda, ale będzie mu trudniej. Trudniej będzie mu także zaprowadzić ten cały sanitaryzm i segregację szczepionkową, które we Francji były dużo bardziej dotkliwe i ostrzejsze niż w Polsce. Na to raczej nie będzie zgody parlamentu
– ocenia.
- To będzie ogólnie dobrze dla demokracji. Będzie musiał rozliczyć się z tych wydarzeń ze Stade de France, do których doszło podczas finału piłkarskiej Ligi Mistrzów Liverpool – Real Madryt, bo już nie tylko komisja senacka, ale także Zgromadzenie Narodowe się tym zajmie (ochrona wstrzymała i pobiła kibiców Liverpoolu – red.). To dobrze, tym bardziej, że klucz do uchwalania ustaw ma teraz centroprawica. Nie, żebym myślał o niej dobrze, ale jednak jest trochę bardziej rozsądna niż bardzo lewicowo-liberalne centrum Macrona. Będzie musiał dogadywać się z ludźmi, którzy są dużo bardziej rozsądni od niego i jego grupy polityków - dodaje Olivier Bault.
"Jak lew krwawi, to się go dobija"
Nieco inne zdanie na ten temat ma Zbigniew Stefanik, korespondent GPC nad Sekwaną, Zauważa on, że taki wynik wyborów to nie tylko kłopot dla Emmanuela Macrona, ale także dla Francji.
– Mamy teraz parlament, w którym zupełnie nic nie da się zrobić. Nawet nie da się wybrać jego władz. Z taką sytuacją mamy do czynienia po raz pierwszy w V Republice
– zauważył.
- Co się będzie działo dalej? Można założyć, że rząd będzie próbował zbudować jakąś koalicję, ale nie będzie to łatwe, ponieważ wiemy już, że Republikanie, czyli centroprawica już odmówiła wejścia do nowego rządu. Ta koalicja będzie musiała się dopełnić jakimiś posłami niezrzeszonymi, których jest około czterdziestu w parlamencie. Moim zdaniem to się jednak nie uda, bo nikomu nie opłaca się wsiadać na tonący statek. Jak lew krwawi, to się go dobija. Czy komukolwiek się opłaca leczyć krwawiącego lwa? Nie. Wiadomo, że Macron nie będzie miał trzeciej kadencji prezydenckiej, a cały jego ruch jest oparty na nim. Czyli wiadomo, że de facto za pięć lat tego nie będzie, a wybory pokazały, że macronizm jako formacja polityczna nie ma przyszłości. Zakładam, że ta formacja będzie się wkrótce rozpadała, dlatego że ci posłowie będą szukać innych partii, myśląc bardziej o swoich karierach - mówi.
Stefanik podkreśla, że takie ułożenie sił w parlamencie powoduje, że rząd praktycznie przy każdej decyzji będzie musiał konsultować ustawy z opozycją. – Ten stan rzeczy wytrzyma może do końca roku. Takim pierwszym testem będzie przyjęcie budżetu na następny rok, co moim zdaniem się nie uda. Zakładam, że ten parlament będzie obradował do listopada tego roku, na pewno nie dalej - dodaje korespondent „GPC”.
Lewicowa alternatywa nie cieszy
Sprawę w rozmowie z naszym portalem skomentowała także szefowa klubu „Gazety Polskiej” Paryż Notre-Dame Mirosława Woroniecki.
– Uważam, że to dobrze, że prezydent Macron nie będzie miał już większości i zdanie to podziela wielu Francuzów. Stracił on autorytet ogromnej większości społeczeństwa, również wśród młodych. Wiele osób tutaj mówiło o tym, że ten jego wyjazd na Ukrainę jest robiony pod publikę, ale jak widać, na niewiele się to zdało, bo wyborcy nie dali się na to nabrać
– powiedziała.
Szefowa klubu „GP” zauważyła jednak, że alternatywa w postaci lewicy wcale nie jest lepsza. – Z niepokojem patrzę na wzrost ich popularności – zastrzegła.
Publicysta, ekspert ds. Francji - Bogdan Dobosz z paryskiego klubu „Gazety Polskiej” podkreślił natomiast, że wynik tych wyborów to spora niespodzianka.
– Należało się spodziewać raczej wygranej partii prezydenta. Ta dynamika wyborów, od kiedy wybory parlamentarne odbywają się zaraz po wyborach prezydenckich, powodowała, że partia prezydencka na ogół uzyskiwała większość – stwierdza.
- Macron jest prezydentem mniejszości. Nie ma co tego ukrywać. Proszę pamiętać o tym, że 50 procent wyborców niemalże zbojkotowało te wybory, a z tych pięćdziesięciu jego partia uzyskuje dwadzieścia kilka procent. To samo dotyczy prezydentury. Jego rywalem w drugiej turze była Marine Le Pen i wyborcy lewicy woleli poprzeć Macrona jako „mniejsze zło”. Gdyby jego rywalem w drugiej turze był Jean-Luc Mélenchon, to zapewne zwolennicy prawicy też głosowaliby na Macrona i też by wygrał - zauważa.
Bogdan Dobosz ocenia, że partia Macrona będzie próbowała wyciągać posłów z lewicy i partii Republikanie.
– Ta próba stworzenia większości może się udać, bo ta koalicja lewicowa składa się z czterech dużych partii i sądzę, że niektórzy politycy zwłaszcza Socjalistów i Zielonych mogą być gotowi na taką współpracę z prezydentem – zakończył.
Źródło: niezalezna.pl

