Władze Moskwy nie zaakceptowały wniosku o przeprowadzenie 30 stycznia demonstracji w obronie opozycjonisty Aleksieja Nawalnego. Organizatorzy - Libertariańska Partia Rosji - przekazali w środę, że merostwo powołalo się na sytuację epidemiczną.
Według władz Moskwy w związku z epidemią wszystkie wydarzenia publiczne są zabronione. Partia Libertariańska zapowiadała, że w wiecu weźmie udział 10 tysięcy ludzi.
Współpracownicy Nawalnego wezwali do demonstracji w jego obronie i zamierzają przeprowadzić takie wiece już 23 stycznia. W niektórych regionach do aktywistów przychodzi policja, która wręcza im ostrzeżenia o tym, że demonstracje odbędą się bez zezwolenia. Policja przyszła w środę do sztabów Nawalnego w Omsku, Saratowie i w Kazaniu. Z pomieszczeń sztabu w Omsku policjanci zabrali sprzęt.
W moskiewskim areszcie spotkał się z Nawalnym jego adwokat Wadim Kobziew, ale dopuszczono go do opozycjonisty tylko na pół godziny.
- Wyspał się, jest dziarski i wesoły, na ile można być wesołym w takiej sytuacji. Karmią dobrze, warunki są dobre
- relacjonował adwokat.
Natomiast żona polityka Julia Nawalna poinformowała o problemach z przekazaniem mu listu drogą elektroniczną. Najpierw służby więzienne potwierdzały, że list przeszedł przez cenzurę i został Nawalnemu doręczony. Potem - że "cenzor przez pomyłkę wysłał wiadomość o dostarczeniu listu" i że faktycznie listu Nawalny nie otrzymał.
We wtorek Nawalna informowała o samochodzie stojącym przed jej domem, w którym - według niej - siedzą stale obserwujący ją funkcjonariusze.
Ze słowami wsparcia dla Nawalnego i jego rodziny i z żądaniami jego uwolnienia zwracają się poprzez YouTube znani artyści, dziennikarze, opozycjoniści, m.in. ekonomista Siergiej Gurijew, pisarz Dmitrij Głuchowski, reżyser Iwan Wyrypajew, gwiazda dziennikarstwa telewizyjnego Jurij Dudź. Redakcje mediów niezależnych opublikowały oświadczenia w obronie Nawalnego. Konta tych redakcji na Instagramie, jak i konta zwolenników Nawalnego stały się w środę celem ataku z użyciem botów.