Do 4 lipca Rosja powinna była ratyfikować umowę z WTO i stać się – przynajmniej teoretycznie – normalnym państwem na światowym rynku.
Jednakże po 18 latach negocjacji ratyfikacje przesunięto o dwa tygodnie. Mimo że Rosja wstępuje do organizacji na bardzo ulgowych warunkach (jak sądzi część rosyjskich ekspertów), cały czas pracuje nad tym, by to kto inny zapłacił koszty tego wstąpienia. Ostatnio Unia Europejska zorientowała się, że to ona może za to zapłacić. Głównym warunkiem wstąpienia do WTO jest zmniejszanie barier celnych. Jak wstępnie ustalono, w pierwszych dwóch latach od przystąpienia do WTO rosyjskie stawki celne prawie się nie zmienią. Dopiero później zmniejszone zostanie cło na towary przemysłowe (z 11 proc. do 8,2 proc.) oraz na niektóre towary konsumpcyjne.
Porozumienie z WTO to m.in. długie listy z nazwami kilku tysięcy towarów i dokładnym określeniem stawek celnych oraz ich zmian. W Brukseli zorientowano się, że Rosja traktuje swoje obowiązki dość wąsko. Zasada WTO znoszenia barier celnych i rozwijania światowego handlu dotyczy według niej tylko wymienionych towarów, na kilkadziesiąt tysięcy innych Rosja chce nadal nakładać cła i opłaty.
Porozumieniu z WTO towarzyszą porozumienia z UE nazywane przejściowymi (do czasu podpisania „odpowiednio solidnego traktatu”). Skonsternowana komisja handlu międzynarodowego Parlamentu Europejskiego zauważyła, że nawet w stosunku do wymienionych towarów Rosja może robić, co chce, zobowiązała się bowiem jedynie do „podjęcia wszelkich działań” i „przeprowadzenia konsultacji”. Komisja sama zauważyła, że już wcześniej widać było, jak Moskwa traktuje zagranicznych partnerów przy okazji kolejnych zakazów wwozu różnych płodów rolnych, co jest całkowicie sprzeczne z zasadami WTO. „Wprawdzie Komisja Europejska zażądała od Rosji natychmiastowego zniesienia wszystkich ograniczeń, jednak jej możliwości zapewnienia ochrony interesów konsumentów i producentów w UE (...) są raczej ograniczone” – pisze komisja handlu. Zatem Rosja zostaje dopuszczona na rynki UE (która ma zbiorowe członkostwo w WTO) na zasadach organizacji, w zamian nie zobowiązując się do niczego.
Moskwie szczególnie zależy na ekspansji na rynkach telekomunikacyjnych i finansowych Unii. W zamian oferuje wpuszczenie inwestorów do siebie po dziewięciu latach i to pod pewnymi warunkami (m.in. zagraniczny kapitał nie może stanowić więcej niż 50 proc. całego kapitału bankowego).
Można tylko pogratulować uporu i konsekwencji, z jaką Rosja broni swojego rynku, ale dla nas oznacza to realne niebezpieczeństwo niekontrolowanej ekspansji rosyjskich banków i firm w naszym kraju.
Co prawda WTO posiada mechanizmy rozwiązywania sporów, ale to by oznaczało właśnie spór z Rosją i wywieranie na nią presji, by przestrzegała zasad. 15 lat temu o takie działania ze strony Europy apelował słynny rosyjski obrońca praw człowieka Siergiej Kowaliow przy okazji przyjmowania Rosji do Rady Europy. Od tego czasu Rosja prowadziła dwie wojny czeczeńskie, jedną z Gruzją, wprowadziła ustawodawstwo antyterrorystyczne ograniczające znacznie swobody obywatelskie i sfałszowała wybory parlamentarne oraz prezydenckie. Nikt w Europie nie ośmielił się wywierać na nią presji.
Zdaniem byłego wiceministra spraw zagranicznych, posła PiS Krzysztofa Szczerskiego, rozmowy odnośnie do warunków umowy handlowej między państwami UE a Rosją świadczą o tym, że Moskwa jest przez UE traktowana na preferencyjnych warunkach. – W Europie pokutuje mityczne przekonanie o wielkim znaczeniu rosyjskiego rynku i rosyjskiej polityki. Co sprawia, że UE nie wymaga od Rosji tego, czego domaga się od innych państw, tylko stawia ją w pozycji uprzywilejowanej – mówi Krzysztof Szczerski. Poseł PiS podkreśla, że umowy zawierane między UE a Rosją są niesymetryczne, a w negocjacjach dominuje zasada preferowanego partnera. – Poza tym z punktu widzenia państw członkowskich, które prowadzą w Rosji interesy, ta forma umów wykraczających poza przyjęte zasady wydaje się korzystna. To uderzenie we wszelkie polityczne standardy – podsumowuje Krzysztof Szczerski.
