Rejestry są prowadzone przez szkoły od 2002 r. na mocy przepisów ustanowionych przez ówczesny lewicowy rząd Partii Pracy Tony’ego Blaira. Nauczyciele spisują dzieci za „rasistowskie i homofobiczne uwagi” wobec kolegów w klasie i na szkolnym podwórku. Ich nazwiska są potem przekazywane ministerstwu edukacji, które utworzyło w tym celu specjalną bazę danych. Kiedy dzieci zmieniają szkołę, ta jest uprzedzana o ich „wybrykach”. W szkolnym rejestrze podżegaczy do nienawiści wobec mniejszości narodowościowych i seksualnych uczeń pozostaje nawet wtedy, gdy kończy szkołę, a lista jego przestępstw może zostać przekazana przyszłym pracodawcom.
Zawieszony za „brokułową głowę”
Jeden 10-latek został zgłoszony do ministerstwa edukacji przez swoją nauczycielkę, bo nazwał kolegę „brokułową głową” (broccoli head). Drugi pokłócił się z koleżanka o gumkę do ścierania i nazwał ją „lesbijką”. Za to został zawieszony na trzy tygodnie.
Także przedszkolaki musza uważać, co mówią. Opiekunowie grup przedszkolnych donoszą resortowi edukacji o każdym "rasistowskim" incydencie z udziałem maluchów, nawet tych, co mają zaledwie trzy lata. Wystarczy, że dziecko niewinnie wspomni o „czarnych” albo powie, że „oni śmierdzą”. Tylko w zeszłym roku 34 tys. uczniów zostało zaklasyfikowanych jako homofoby i rasiści w brytyjskich szkołach, z czego 20 tys. miało poniżej 11 lat. To o pięć tysięcy więcej niż w 2009 r.
– Dzieci powinny móc się swobodnie bawić i uczyć nowych słów bez strachu, że zostaną zgłoszone ministerstwu edukacji bądź aresztowane przez policję – mówi autor raportu Adrian Hart z Manifesto Club. – Domagamy się, aby konserwatywny rząd Davida Camerona zniósł te kretyńskie przepisy, które ograniczają wolność dzieci – dodaje.
Całość artykułu w dzisiejszej „Gazecie Polskiej Codziennie"
