Nietypowy przebieg miał szlagier polskiej Ekstraklasy piłkarskiej Lech Poznań - Legia Warszawa. Stołeczni piłkarze wygrali w Poznaniu 2-1, ale wszystkie gole tego dnia strzelili piłkarze Lecha. Szkopuł w tym, że dwa z nich to trafienia samobójcze.
Dla obu zespołów był to mecz o miejsce na podium, gwarantujące udział w europejskich pucharach. Poznaniacy po tej porażce mocno oddalili się od gry w Europie.
W pierwszych minutach gospodarze kilkakrotnie zagościli pod bramką rywala, ale Kacper Tobiasz nie miał okazji do interwencji. Znacznie groźniej wyglądali legioniści, gdy mieli piłkę przy nodze. Już w szóstej minucie po kontrataku Paweł Wszołek uderzył mocno pod poprzeczkę, ale radość warszawian nie trwała zbyt długo. Sędzia Szymon Marciniak obejrzał całą akcję na powtórce i okazało się, że piłkarze Legii przejęli piłkę po faulu na Afonsie Sousie - gol został anulowany.
Kilka minut później Marciniak znów został wezwany przez arbitrów VAR, bowiem okazało się, że Barry Douglas w swoim polu karnym łokciem potraktował Marca Guala. Marciniak pokazał na "wapno", lecz Bartosz Mrozek wyczuł intencje Josue i obronił jego anemiczny strzał.
Na tym szczęście Lecha się skończyło. W kolejnej akcji Miha Blazic próbował przeciąć podanie, ale uczynił to tak niefortunnie, że skierował piłkę do własnej siatki.
Poznaniacy zupełnie stracili wigor, a podopieczni Goncalo Feio starali się kontrolować wydarzenia na boisko. Przychodziło im to łatwo, bo będący bez formy ofensywni zawodnicy "Kolejorza" nie mieli pomysłu na rozmontowanie defensywy przeciwnika. Blazic mógł zrehabilitować się z samobójczego gola, ale po jego główce piłka odbiła się od zewnętrznej części poprzeczki. Po chwili Jesper Karlstroem uderzył zza pola karnego, lecz niecelnie.
Tuż przed przerwą Legia podwyższyła wynik za sprawą kolejnego samobója. Tym razem to Bartosz Salamon popełnił błąd i Mrozek nawet nie drgnął. Przyznać trzeba, że Salamon potężnie "sieknął" do własnej bramki. Załamany lider defensywy Lecha padł na kolana, a ten obrazek był pewnym podsumowaniem fatalnej postawy poznaniaków nie tylko w tym spotkaniu, ale w całej rundzie.
Druga połowa prowadzona była już w wolniejszym tempie. Legia usatysfakcjonowana dwubramkowym prowadzeniem nie kwapiła się do bardziej zdecydowanych ataków, ale mimo to miała szansę podwyższyć wynik. Jurgen Celhaka uderzył zza pola karnego, tuż nad poprzeczką. Gospodarze odpowiedzieli mocnym strzałem Radosława Murawskiego, który z trudem obronił golkiper gości.
Kwadrans przed zakończeniem spotkania najbardziej zagorzali fani "Kolejorza" wyrzucili kilkadziesiąt rac na pole karne Legii i w kierunku Tobiasza. Marciniak musiał przerwać mecz, na szczęście po kilku minutach piłkarze mogli wrócić na boisko. Z pewnością poznański klub za ten incydent czeka surowa kara.
W końcówce kibice doczekali się trochę emocji za sprawą bramki Joela Pereiry, który znakomicie przymierzył z ponad 20 metrów. Kontaktowy gol uskrzydlił lechitów, ale rywale skutecznie rozbijali ich ataki. Potem to już było przysłowiowe walenie głową w mur, a wrzutki w pole karne nie sprawiały kłopotów piłkarzom Legii.