- Jest to góra wysunięta na Północ, więc panuje tam bardziej kontynentalny klimat i w związku z tym jest tam zwykle zimno i wietrznie. Wejście na nią sprawia duże trudności. To historyczny dzień. (...) Wśród polskich himalaistów powstało takie powiedzenie, że „trzeba donieść zwycięstwo do bazy” - powiedział w rozmowie z Niezalezna.pl legendarny wspinacz Leszek Cichy.
Grupa dziesięciu Szerpów dotarła dziś na szczyt K2 - drugą najwyższą górę na Ziemi. Informację podał na Faceboku m.in. Polski Himalaizm Zimowy.
O znaczenie historycznego wejścia, a także o przebieg wyprawy spytaliśmy legendę polskiego himalaizmu Leszka Cichego.
Odpowiadając na nasze pytanie, na czym polega wyjątkowość K2, Leszek Cichy wskazał na kilka czynników.
- Drugi szczyt ziemi, wysoki, położony bardziej na Północ od Everestu. Jeżeliby wziąć pod uwagę najłatwiejszą drogę na każdy ośmiotysięcznik, to K2 tę najłatwiejszą drogę ma zdecydowanie trudniejszą niż wszystkie inne ośmiotysięczniki
- tłumaczył.
- Jest to góra wysunięta na Północ, więc panuje tam bardziej kontynentalny klimat i w związku z tym jest tam zwykle zimno i wietrznie. Wejście na nią sprawia duże trudności. To historyczny dzień
– dodał.
Odnosząc się do umiejętności wspinaczy, którzy dokonali historycznego wejścia na niezdobyty dotychczas szczyt, nasz rozmówca wskazał, że „to nie są Szerpowie z lat 50-tych, 60-tych, czy nawet 80-tych”. – Oni już nie tylko towarzyszą wyprawom, ale mają duże doświadczenie i umiejętności – podkreślił.
- Wielu z nich wspinało się nie tylko w Himalajach, ale też w Alpach, a na dodatek żyją przeważnie w wysoko położonych wioskach i w związku z tym mają dobre predyspozycję do szybkiej i dobrej aklimatyzacji
- opowiadał Leszek Cichy.
Spytaliśmy naszego rozmówcę także o nieszczęśliwy wypadek, w którym poniżej obozu I zginął hiszpański wspinacz Sergi Mingote.
- Z tego co wiem, to on odpadł ze ściany. Trzeba mieć świadomość, że żeby zjechać z obozu III do podstawy ściany, czyli do bazy wysuniętej, czyli z trójki do dwójki, z dwójki do jedynki i dalej do bazy wysuniętej, to jak ja pamiętam, potrzeba było 98 razy się przepiąć. Może teraz inaczej liny są poprowadzone, ale i tak prawie 100 razy się trzeba przepiąć z jednej liny na drugą
- tłumaczył Leszek Cichy.
Jak dodał, „w czasie każdego takiego przepięcia wystarczy popełnić jeden błąd”. – Chyba, że pękła lina, ale jeżeli nie, to popełnił błąd przy przepinaniu się – ocenił himalaista.
- Jest zimno, wiatr, człowiek w grubych rękawicach – to wszystko powoduje, że trzeba bardzo, bardzo uważać
- dodał.
Wskazał też, że Mingote mógł zostać „trafiony przez jakiś kamień, lub mogła pęknąć lina”.
Leszek Cichy podkreślił, że w wysokich górach występuje „narastający głód tlenowy”.
- Według doniesień, część z nich wchodziła z tlenem, a jeden lub kilku próbowało bez tlenu. To nie jest tak, że ci którzy wchodzili z tlenem mieli komfortowe warunki – to jest tylko troszeczkę wzbogacone oddychanie normalnym powietrzem. Przypuszczam, że ten tlen im się albo kończył, albo skończył, więc dotykał ich głód tlenowy i narastające zmęczenie
- tłumaczył.
Wskazał też, na możliwe rozprężenie „związane z wykonaniem zadania, osiągnięcia swojego celu”. – Wśród polskich himalaistów powstało takie powiedzenie, że „trzeba donieść zwycięstwo do bazy”. Cały czas czekam z napięciem, żeby im się udało zejść – mówił himalaista.
- Oni mieli być na szczycie o godz. 13 tamtejszego czasu, a według mojej oceny byli przed 17, czyli z 3-4-godzinnym opóźnieniem. Tam już się zrobiło ciemno, ja się boję tego zejścia. Ja na ich miejscu, mimo ogromnego zmęczenia schodziłbym z tego obozu 7800 na obóz na 7300 [metrów nad poziomem morza-red] i tam jest już na pewno ciąg poręczy, który ich poprowadzi. Według prognozy, wiatr ma narastać z każdą godziną, więc powinni schodzić jak najniżej, minimum do obozu III mimo zmęczenia
- przekonywał.
K2 (8611 m n.p.m.) w Karakorum jest ostatnim ośmiotysięcznikiem, na którym stanął zimą człowiek. Na dziesięć spośród 14 najwyższych szczytów jako pierwsi o tej porze roku wspięli się Polacy, w tym na jeden z Włochem Simone Moro.
Do tej pory K2, nazywane w dialekcie zamieszkujących ten region ludów Czogori ("Rozległa góra"), a przez Chińczyków - Qogir ("Wspaniała Góra"), próbowało zdobyć zimą siedem wypraw. Po raz pierwszy atakowano ją na przełomie 1987 i 1988 roku. Kierownikiem międzynarodowej grupy był pionier zimowego himalaizmu Andrzej Zawada.