Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

W Mińsku coraz mniej „turystów” z Bliskiego Wschodu. Oszukani przez reżim wracają do domów

Centrum handlowe Galereja w Mińsku, w którym jeszcze na początku listopada można było codziennie zobaczyć setki mężczyzn mówiących po kurdyjsku lub arabsku, wyludniło się. W strefie gastronomicznej zajęte były wczoraj pojedyncze stoliki, a restauracja kuchni bliskowschodniej Ramiz świeciła pustkami. Migranci nagle "zniknęli". - Sytuacja się zmieniła – przyznaje Kurd Aga, który ciągle jest w białoruskiej stolicy, ale ma coraz mniej nadziei na przedostanie się do Polski i Niemiec.

W Mińsku przebywa coraz mniej "turystów" z Bliskiego Wschodu
W Mińsku przebywa coraz mniej "turystów" z Bliskiego Wschodu
fot. pixabay.com

Przyszła zima, "turystów" nie ma

„Turyści”, bo tak nazywały migrantów białoruskie władze, zniknęli również sprzed budynku Galerei. Nie ma już rzędów plecaków i śpiworów, które przez kilka miesięcy, począwszy od lata, były tam stałym widokiem.

Nie widzę tych ludzi prawie w ogóle” – mówi Sasza, który mieszka „w samym centrum tego centrum”, przy ulicy Kisielowa.

- Wcześniej, spacerując codziennie z psem koło hotelu Białoruś (naprzeciwko Galerei), w pobliskim parku czy obok hotelu Jubilejnaja, spotykałem ich cały czas

 – opowiada. Podejrzewa, że przyczyną może być pogoda – w Mińsku na dobre zaczęła się już zima, na ulicach leży śnieg.

Białorusini już nie pomagają

Migranci wyjaśniają, że sytuacja się zmieniła. „W Galerei jest niebezpiecznie. Milicja zatrzymuje ludzi i wywozi na lotnisko, na samoloty do Iraku, do Irbilu” – mówi Aga. Jest irackim Kurdem, na Białorusi jest już od ok. 40 dni.

- W ten sposób wyjechali już wszyscy moi znajomi, kilkanaście osób

 – dodaje. On sam ciągle nie zdecydował się na wyjazd, chociaż, jak przyznaje, praktycznie stracił nadzieję na przekroczenie „zielonej granicy” z Białorusi do Polski.

Również na granicy jest teraz inaczej. Białoruskie wojsko nie pozwala na przekraczanie granicy. Wcześniej pomagało” – opowiada.

Wydał 6 tysięcy dolarów. I nie udało się

Kurdowie z Iraku, bo to oni stanowią większość wśród osób, które przybyły na Białoruś, by przedostać się nielegalnie do Polski, a potem do Niemiec, wciąż są w Mińsku. Wynajmują mieszkania w miejscach oddalonych od centrum, próbują podejmować ostatnie próby przejścia granicy.

- To jest moje marzenie - dostać się do Niemiec. Ale czuję, że zrobiłem już wszystko, co mogłem. I nie udało się

– wyznaje Aga. W strefie granicznej był już ponad 10 razy. Jego ubrania pachną ogniskiem.

Na „przeprawę” przez Białoruś wydał już ponad 6 tys. dolarów – to koszty wizy, przelotu do Mińska i pobytu w Mińsku oraz przejazdy taksówką na granicę (ok. 200 USD). Nie wchodzi w to jeszcze opłata za „transfer”, która miała być zrealizowana po dotarciu do Niemiec.

"Nie chcieliśmy dłużej koczować"

Roż jest już w domu, w mieście Sulajmanijja. Na własny koszt wyleciał do Dubaju, a potem do Irbilu w Iraku. Roż podjął dobrowolną decyzję o powrocie, gdy zobaczył, że przeprawa przez granicę jest niebezpieczna. Przyjechał na lotnisko w ubiegły czwartek, gdy usłyszał o bezpłatnym locie wywozowym Iraqi Airways, który jednak się nie odbył. Kupił bilet z przesiadką w Dubaju za własne pieniądze. Tego samego dnia zatrzymała go milicja i skierowała do odizolowanej strefy na lotnisku, gdzie migranci oczekiwali na iracki samolot. Zwrócił bilet.

- Na pierwszy i drugi lot nie załapaliśmy się, bo w pierwszej kolejności zabierano rodziny z dziećmi. W końcu poprosiliśmy, by nas wypuszczono i jeszcze raz kupiliśmy sami bilety. Po prostu nie chcieliśmy tam dłużej koczować

 – relacjonował.

Lotami repatriacyjnymi, organizowanymi przez władze Iraku, wyleciało już z Mińska ponad 2600 osób.

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl

#nielegalna migracja #Mińsk #Galereja

mk