Po kilku tygodniach sławy i brylowaniu na liberalno-lewicowych salonach Mateusz Kijowski systematycznie traci na popularności. A także sympatyków, uczestników na demonstracjach, a nawet partyjnych patronów.
Wałęsa: Mój układ z KOD-em dobiega końca
Mateusz Kijowski jednak nie chce schodzić ze sceny, choć tak naprawdę nikt już go nie chce. Pozostało mu bieganie po mediach i udzielanie wywiadów, których czytanie usypia. Nic nowego bowiem szef KOD-u nie ma do powiedzenia. Nawet powtarza się w kwestii swojej przyszłości. Usilnie próbuje zrobić z siebie męczennika. I bredzi, że grozi mu więzienna cela. Za kilka tygodni mało kto będzie wiedział kim w ogóle jest Kijowski, ale jemu marzy się wikt i opierunek na koszt państwa.
Nie inaczej było podczas rozmowy z portalem wp.pl, gdy zeszło na temat nadchodzących demonstracji zaplanowanych na 11 listopada. Najpierw Kijowski pożalił się, że nie ma zaufania do szefa MSW, ale wierzy z profesjonalizm policjantów,
Po chwili zaczął jednak coś bredzić o dyktaturze w Polsce.
Gdy wszystkich nas pozamykają w więzieniach, gdy zamkną wolne media i zabronią mówić, to już będzie za późno. W tej chwili w obozie rządowym przygotowali już sobie wszystkie narzędzia potrzebne do sprawowania władzy totalitarnej. Narzędzia prawne jak ustawy o policji, prokuraturze, służbie cywilnej, mediach, etc. Nie po to przygotowywali sobie wszystkie te narzędzia, aby później ich nie użyć
- stwierdził lider KOD.
Nic dziwnego, że Kijowski tak szybko się kończy.