Znany kucharz, współwłaściciel restauracji, w której nielegalnie nagrywano wpływowych polityków i biznesmenów, twierdzi, że sam mógł paść ofiarą swojego pracownika. To piar czy faktyczna obawa przed ujawnieniem taśm z jego udziałem?
Robert Sowa to jeden z najbardziej znanych polskich kucharzy. Jednak w czerwcu 2014 r. zrobiło się o nim głośno nie ze względu na umiejętności kulinarne, lecz w związku z jednym z największych skandali ostatnich lat. Okazało się, że to właśnie w jego restauracji Sowa i Przyjaciele kwitł nielegalny proceder nagrywania z ukrycia odwiedzających ją gości. Rejestracją odbywających się tam spotkań zajmował się jego pracownik Łukasz N.
Z dokumentów zgromadzonych przez badającą aferę taśmową Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga wynika, że Sowa zaprzeczał, by wiedział cokolwiek o nielegalnym procederze. Z ustaleń „Gazety Polskiej Codziennie” wynika, że w trakcie prowadzonego w tej sprawie śledztwa słynny kucharz złożył zawiadomienie o tym, że sam również mógł zostać nagrany.
Podczas przesłuchania wyjaśniał śledczym, że wraz ze swoimi wspólnikami Krzysztofem Janiszewskim i Jarosławem Babińskim w salkach VIP, gdzie rejestrowano rozmowy, wielokrotnie omawiał istotne dla niego sprawy biznesowe. „Przynajmniej raz w miesiącu odbywały się w tych pomieszczeniach posiedzenia zarządu ze wspólnikami. Jeżeli były jakieś inne sprawy, które wynikły nadzwyczajnie, to też się tam spotykaliśmy. Chodzi konkretnie o plany biznesowe, sprawy finansowe, plany co do rozwoju firmy itp. rzeczy, które nie powinny ujrzeć szerszego światła, gdyż należą do poufnej strategii prowadzenia firmy” – zeznawał w prokuraturze Sowa, który przyznał, że obawia się upublicznienia tych rzekomo istniejących nagrań z jego udziałem.
„Rozmowy te dotyczyły poufnych spraw biznesowych. Obawiam się, że osoba, która utrwalała rozmowy polityków i biznesmenów, mogła dokonać utrwalenia również tych rozmów. Obawiam się bezprawnego wykorzystania w ten sposób bezprawnie powstałych nagrań i uzyskanej wiedzy. Upublicznienie tych nagrań lub ich inne bezprawne wykorzystanie może narazić na szwank moje i moich wspólników interesy […]. Informacje z tych spotkań mają duże znaczenie dla konkurencji tych podmiotów” – tłumaczył współwłaściciel restauracji Sowa i Przyjaciele.
Cały tekst w weekendowej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Nisztor