Koszulka "Nie Bać Tuska" TYLKO U NAS! Zamów już TERAZ!

Fakty obciążają Tuska

Mimo zeznań Jacka Cichockiego i członków komisji śledczej z PO, którzy próbowali wykazać, że były inne możliwości przecieku w aferze hazardowej niż premier, fakty wskazują na Donalda Tuska.

Mimo zeznań Jacka Cichockiego i członków komisji śledczej z PO, którzy próbowali wykazać, że były inne możliwości przecieku w aferze hazardowej niż premier, fakty wskazują na Donalda Tuska. Chyba że z kolejnych zeznań wynikałoby, że winę ponoszą osoby odpowiedzialne za obieg tajnych informacji w Kancelarii Premiera. Pełnomocnikiem ds. ochrony informacji niejawnych w Kancelarii był Grzegorz Michniewicz. 23 grudnia 2009 roku popełnił on w tajemniczych okolicznościach samobójstwo. Wątpliwości tych już nie wyjaśni.

Jacek Cichocki, szef Kolegium ds. Służb Specjalnych w Kancelarii Premiera, zaprzeczył przed komisją śledczą, jakoby to on był źródłem przecieku o działaniach operacyjnych Centralnego Biura Antykorupcyjnego dotyczących hazardowych aferzystów. Podkreślił, że między 12 sierpnia 2009 r. (gdy wpłynęło pismo CBA) a 24 sierpnia nikt – poza premierem i nim – nie miał dostępu do tajnych materiałów CBA. Ale gdy śledczy Bartosz Arłukowicz z Lewicy zapytał go, czy po spotkaniu 14 sierpnia 2009 r. u Donalda Tuska z Mariuszem Kamińskim materiały CBA wróciły do kancelarii tajnej premiera i – co ma z tym związek – czy ktoś mógł się z nimi zapoznać, Cichocki powiedział, że może o to zapytać biuro tajne. Odpowiadając na pytania posłów z komisji, Cichocki powiedział też, iż nie może wykluczyć, że ktoś widział te materiały, np. dyrektorzy w Kolegium ds. Służb Specjalnych, którzy mu podlegają. Jeśli dopuszcza, że materiały CBA mogły nie wrócić do kancelarii tajnej i że ktoś z osób posiadających dostęp do tajnych dokumentów mógł je widzieć, a jednocześnie twierdzi, że nikt poza nim i premierem nie miał do nich dostępu, jaka jest prawda? Czy nie jest to informacja, którą rozszerzy kolejny świadek, gdy wina Donalda Tuska za przeciek stanie się bardziej uprawdopodobniona, że jednak były inne potencjalne źródła w kręgu premiera? Istnieją bowiem tylko dwie drogi przecieku: łańcuszek zaczynający się od premiera, i – niezależny od Donalda Tuska – od osób, które z definicji mają dostęp do informacji ściśle tajnych w Kancelarii Premiera.

Ludzie z otoczenia Donalda Tuska wiedzą, że prędzej czy później ten fakt przebije się do opinii publicznej. Na portalach internetowych pojawił się kilka dni temu „news”, że przeciek miał miejsce dużo wcześniej przed 12 sierpnia 2009 r., gdy szef CBA poinformował o nielegalnych działaniach lobbingowych premiera. Asystent Mirosława Drzewieckiego, Marcin Rosół, już na przełomie 2008 i 2009 r. miał być rzekomo uprzedzony, że CBA interesuje się lobbingiem hazardowym. Gdyby tak było, afera hazardowa w ogóle nie ujrzałaby światła dziennego, bo Rosół powiedziałby o tym Drzewieckiemu, ten Chlebowskiemu, po nich dowiedzieliby się o operacji CBA Sobiesiak i Kosek. CBA nie nagrałoby żadnej ich rozmowy, w której dostarczyliby oni materiału procesowego. Tymczasem rozmawiali swobodnie aż do sierpnia 2009 r. A jeśli Rosół był ostrzegany, ale nie uwierzył w przestrogi, nie uprzedził wyżej wymienionych, więc żadnego przecieku wówczas by nie było.

Cichocki zapomniał o Michniewiczu

Próba wykazania, że to nie premier, ale na przykład ktoś uprawniony do poznania tajemnic państwowych ponosi winę za przeciek, jest ryzykowna. Przeciek jest przestępstwem, grozi za nie kara więzienia, trzeba więc osobie posądzanej udowodnić to. Chyba że w pewnym momencie prac komisji z zeznań któregoś ze świadków będzie wynikało, że odpowiedzialność spada na Grzegorza Michniewicza. Michniewicz nie żyje, więc takie wyjaśnienie byłoby ułatwione. Niezależnie czy taka sytuacja zaistnieje, niewątpliwie zeznania Michniewicza mogłyby wnieść istotną wiedzę – jaki był w praktyce od 12 sierpnia 2009 r. obieg tajnych materiałów i informacji przekazanych premierowi przez szefa CBA. Kto po nie sięgał, kiedy zwracał, czy to odnotowywano, czy było to np. w dniach konkretnych spotkań premiera, a jeśli – to jakich itp. Michniewicz pełnił funkcję Dyrektora Generalnego Kancelarii Premiera od stycznia 2008 r. Nie był z ekipy Tuska, został przejęty po poprzednich rządach. W Kancelarii był pełnomocnikiem do spraw ochrony informacji niejawnych i administratorem danych.
Podczas przesłuchania Jacka Cichockiego dowiedzieliśmy się, że są dwie tajne kancelarie premiera: ogólna i nr 1. Na pytanie posłanki PiS Beaty Kempy, kto nimi kierował, Cichocki odpowiedział, że „ci sami co obecnie”. Dlaczego nie wymienił Grzegorza Michniewicza, czyżby o nim zapomniał? Na razie nazwisko Michniewicza nie zostało więc wywołane w komisji, tym samym nie otworzyło nowego wątku pytań śledczych. Ale w pewnym momencie – można domniemywać – się pojawi.

23 grudnia 2009 r. Michniewicz popełnił samobójstwo w tajemniczych okolicznościach. Zdarzenia przed targnięciem się na życie i plany na następny dzień, którymi dzielił się kilka godzin przed śmiercią z żoną, nie wskazywały, że zdecyduje się na tak tragiczny krok. Zwierzchnikiem Michniewicza był Tomasz Arabski, szef Kancelarii Premiera. Jak ustalił tygodnik „Wprost”, wieczorem, przed śmiercią, Michniewicz napisał kilka SMS-ów do Arabskiego. Nie wiadomo, czego dotyczyły, gdyż minister nie odpowiedział na pytania tygodnika w tej sprawie. Być może, że nie ma to żadnego związku ze sprawą przecieku i w ogóle ze sprawą afery hazardowej, ale aby to wykluczyć, należy umożliwić posłom komisji śledczej dostęp do SMS-ów Michniewicza wysłanych do Arabskiego (oraz ewentualnych odpowiedzi) i prześledzenie drogi tajnych dokumentów CBA od 12 sierpnia, gdy wpłynęły do Kancelarii, a także dzienników spotkań i billingów rozmów premiera, Jacka Cichockiego, Tomasza Arabskiego, Grzegorza Michniewicza i Sławomira Nowaka od tego dnia. Odmowa dostępu do tych źródeł informacji oznaczałaby, że Kancelaria Premiera ma do ukrycia coś, co obciąża Donalda Tuska.

Fakt numer jeden wskazujący na premiera

Jacek Cichocki i Sławomir Nowak, były szef gabinetu politycznego premiera, twierdzą, że nie było przecieku, tylko Ryszard Sobiesiak, biznesmen branży hazardowej zamieszany w aferę, jako człowiek inteligentny domyślił się, że zbierają się nad nim i kolegami czarne chmury. Na jakiej podstawie się domyślił? Skoro Sobiesiak według stenogramów podsłuchów mówi do kolegi o CBA, ktoś musiał go wprost ostrzec, najwidoczniej wizjoner.

Także Cichocki powiedział przed komisją, że dla niego momentem kluczowym w rozmowie szefa CBA z Donaldem Tuskiem było podniesienie przez premiera, że jeśli zacznie się interesować teraz projektem nowelizacji ustawy hazardowej, to zwróci uwagę osób, które były zaangażowane w lobbing na rzecz biznesmenów z branży hazardowej i sprawa może wyjść na jaw. Na jakiej podstawie premier tak wnioskował? Czy jeśli szef rządu interesuje się losem jakiejkolwiek ustawy, nad którą pracuje jeden z podległych mu resortów, to oznaczać musi automatycznie, że sprawą interesuje się CBA?

Odpowiedzialność za przeciek ponosi premier Tusk, który mógł i powinien po uzyskaniu informacji szefa CBA o nielegalnych działaniach lobbingowych Drzewieckiego i Chlebowskiego najpierw spotkać się z wiceministrem finansów Jackiem Kapicą i spytać go o przebieg procesu legislacyjnego oraz o lobbing. Dopiero potem zapytać Mira i Zbycha – mówiąc, że wiceminister Kapica zgłasza uwagi, że wycofanie dopłat spowoduje straty dla budżetu państwa – dlaczego działają wbrew ministrowi finansów. Nie wzbudziłby tym żadnych podejrzeń, bo aferzyści wiedzieli, że Kapica nie jest po ich stronie. Gdzie tu miejsce na domysły, że CBA prowadzi działania wobec Rycha, Janka, Mira, Zbycha? To mogła być tylko świadoma sugestia, jeśli nie ostrzeżenie wprost. Premier nie wiedząc precyzyjnie, o co w działaniach lobbingowych Chlebowskiego i Drzewieckiego chodziło, nie mógł przecież o co dokładnie ich pytać. Jak więc prowadził z nimi dyskusję, nie będąc przygotowany i co im powiedział, tzn. z jakiego powodu ich teraz pyta o działania wokół nowelizacji ustawy, skoro zajmujący się nią resort finansów nie zgłaszał mu uwag?

Kolejność spotkań premiera – najpierw z Drzewieckim i Chlebowskim, dopiero potem z Kapicą – rzuca cień podejrzenia na szefa rządu, że mogło chodzić o uprzedzenie kolegów z partii. Upada tym samym stworzona przez premiera Donalda Tuska wersja pułapki, którą jakoby zastawił na niego szef CBA. Uniknięcie owej pułapki, choćby poprzez zlecenie załatwienia sprawy ministrowi finansów, bez osobistego zaangażowania premiera, było tak proste, że trudno poważnie traktować ową wersję.

Na ten fakt zwrócił uwagę także członek komisji śledczej z PSL, Franciszek Stefaniuk, podczas przesłuchania Jacka Cichockiego: „Mamy sytuację, że szef CBA stawia ciężkie zarzuty wysokim urzędnikom partii rządzącej, a nikt nie próbuje ich zweryfikować u źródła, u wiceministra Kapicy”.

Fakt numer dwa – utajniony Schetyna

Kolejną przesłanką wskazującą na premiera jako bezpośrednie źródło przecieku jest fakt, że na spotkaniu premiera z Drzewieckim 19 sierpnia był obecny wicepremier Schetyna. Co więcej, informacja ta została zatajona w kalendarium spotkań premiera sporządzonym przez Jacka Cichockiego. Czy wiedza o obecności Schetyny znajdowała się w tajnej kancelarii, nad którą pieczę sprawował Grzegorz Michniewicz? Tego nie wiemy. Gdy poseł Wassermann dopytywał Jacka Cichockiego o kulisy tego zagadkowego niedopatrzenia, przyciśnięty do muru, poprosił o uchylenie pytania, na co zgodził się przewodniczący komisji Mirosław Sekuła. Uczestnictwo Schetyny w tym spotkaniu nie miało żadnego merytorycznego uzasadnienia. Jego obecność była wręcz niewskazana i premier to wiedział. 14 sierpnia 2009 r. szef CBA poinformował bowiem osobiście premiera, że należy wyjaśnić rolę w sprawie nielegalnego lobbingu m.in. wicepremiera Grzegorza Schetyny – w związku ze spotkaniami, jakie odbywał z Ryszardem Sobiesiakiem i niepoinformowaniu premiera o intensywnych zabiegach lobby hazardowego. Mimo to premier wprowadził Schetynę, ryzykując posądzenie, że była to raczej narada: co zrobić z tym „śmierdzącym jajem”, a więc posądzeniem o jego osobisty udział w przecieku? Dlatego udział Schetyny zatajono.

W spotkaniu z Drzewieckim i Schetyną nie uczestniczył Cichocki, choć 14 sierpnia w spotkaniu z szefem CBA, na którym Kamiński przekazał premierowi osobiście informacje o nielegalnych działaniach lobbingowych Drzewieckiego i Chlebowskiego, Cichocki był obecny. Dlaczego premier nie chciał, by był on świadkiem spotkania ze Schetyną i Drzewieckim, skoro został już wprowadzony w sprawę? Czy były na tym spotkaniu poruszane sprawy, o których powinna wiedzieć ograniczona liczba świadków?

Według CBA przeciek nastąpił 24 sierpnia ub.r. w kawiarni „Pędzący królik”, w której Marcin Rosół spotkał się z córką Ryszarda Sobiesiaka. Jednak główny przeciek – od premiera, który był dysponentem tajnej wiedzy przekazanej mu przez CBA – miał miejsce na innym spotkaniu. Nie wykluczone, że było to 19 sierpnia i nie w kawiarni „Pędzący królik”, ale na spotkaniu u premiera z Drzewieckim i Schetyną.

Sprzeczności w zeznaniach

W wyniku przesłuchań kolejnych świadków przed komisją śledczą wychodzą na jaw sprzeczności i niedorzeczności w zeznaniach i publicznych wypowiedziach aferzystów oraz urzędników Kancelarii Premiera oraz samego premiera.

Cichocki zeznał przed komisją śledczą, że z rozmowy premiera i szefa CBA 14 sierpnia 2009 r., kiedy Mariusz Kamiński informował Donalda Tuska o aferze hazardowej, wynikało, że operacja „Black Jack” na tym etapie jest zakończona.

Zasugerował tym samym, że ryzyka spalenia akcji CBA już nie było. Tymczasem dwa dni wcześniej w tajnym piśmie do premiera szef CBA, informując szefa rządu o nielegalnych działaniach lobbingowych, prosił Donalda Tuska o: „zachowanie szczególnej ostrożności w udostępnianiu materiałów osobom trzecim z uwagi na działania operacyjne CBA”.

Zastanawiające, że Cichocki powiadomiony przez Mariusza Kamińskiego, że doszło do przecieku o akcji CBA, przetrzymał tę informację kilka dni, a premier, gdy już się o tym dowiedział z pisma CBA, nie złożył zawiadomienia do prokuratury o przecieku.

Poseł Wassermann podczas przesłuchania Cichockiego zwrócił uwagę, że choć Kamiński poinformował premiera o przecieku, premier nie powiadomił o tym prokuratury, choć przeciek jest przestępstwem i każdy urzędnik publiczny ma taki obowiązek. Gdyby Kamiński sam zawiadomił prokuraturę przed poinformowaniem premiera, któremu podlega bezpośrednio i który jest urzędnikiem najwyższego zaufania, natychmiast byłby posądzony o pominięcie drogi służbowej i spisek za plecami premiera.

Cichocki zeznał, że Kapica przekazał mu notatkę ze swojego spotkania 27 sierpnia z Chlebowskim. Tymczasem wcześniej minister Rostowski, zwierzchnik Kapicy, powiedział przed komisją śledczą, że to jemu Kapica przekazał notatkę, którą on następnego dnia próbował przekazać premierowi, ale ten jej nie przyjął i że ma ją nadal. Jaka jest prawda?

Podobnie jak w aferze marszałkowej, w tej również świadkowie „zapętlają się”. Można przejść bez szwanku przez ogień nawet najbardziej szczegółowych pytań, jeśli podstawą odpowiedzi jest prawda. Kluczenie, nawet gdy ma się uzgodnione wersje, prędzej czy później prowadzi do nieścisłości i sprzeczności w zeznaniach.
- - - - - -
Wyimki:
Istnieją tylko dwie drogi przecieku: łańcuszek zaczynający się od premiera, i – niezależny od Donalda Tuska – od osób, które z definicji mają dostęp do informacji ściśle tajnych w Kancelarii Premiera.
- - - - - -
Na spotkaniu 19 sierpnia 2009 r. premiera z Mirosławem Drzewieckim był obecny wicepremier Schetyna. Fakt ten został zatajony w kalendarium spotkań premiera sporządzonym przez Jacka Cichockiego. Uczestnictwo Schetyny w tym spotkaniu nie miało żadnego merytorycznego uzasadnienia. Jego obecność była wręcz niewskazana. 14 sierpnia 2009 r. szef CBA poinformował bowiem Donalda Tuska, że należy wyjaśnić rolę wicepremiera w sprawie nielegalnego lobbingu. Mimo to premier wprowadził go ryzykując posądzeniem o osobisty udział w przecieku. Dlatego udział Schetyny w spotkaniu zatajono.

 



Źródło:

 

Leszek Misiak