Tak, różnimy z się z Budapesztem w sprawach Rosji - i to więcej niż znacząco. Nie dajmy jednak sobie wmówić, czego chcą opozycyjne media i spora część UE, że Węgry są jedynym państwem w Unii, którego liderzy wykonują gesty w kierunku Moskwy. W Brukseli funkcjonuje powiedzenie, że Budapeszt mówi głośno to, co Berlin po cichu myśli – i robi.
Siła sprawcza Niemiec jest, przy całym szacunku dla Orbána, wielokroć większa niż Węgier. Z wiadomych względów nagłaśnia się wypowiedzi Orbána, aby niedowidzieć i niedosłyszeć brzmiących podobnie, a często znacznie dalej idących wypowiedzi Scholza, Macrona, prezydenta Bułgarii Radewa czy prezydenta Chorwacji Milanovicia. Warto podkreślić, że Węgry tak, jak werbalnie były często bardzo sceptyczne wobec Brukseli, a potem bardzo pragmatyczne na posiedzeniach Rady Europejskiej czy Rady UE, tak samo pokazują swoją „inność” w kwestii Rosji, ale jednocześnie… głosowały za każdym z dziewięciu unijnych pakietów sankcji skierowanych przeciw Moskwie! Weto ostatnio zgłosiła Belgia, której żaden opozycyjny „PiS” z kulawą nogą za to nie atakuje, bo rządzą nią partie euroentuzjastycznego mainsteramu, a nie ten okropny prawicowy FIDESZ.
Wielokrotnie podkreślano, że Węgry przy okazji wprowadzania przez Brukselę kolejnych sankcji targowały się i walcząc o swoje interesy, żądały wyjątków od tych sankcji i je osłabiały. Nikt z tych krytyków Budapesztu nie chce się zająknąć, że takie derogacje (wyjątki) od sankcji otrzymały choćby Włochy, które mogą dalej eksportować luksusowa odzież i obuwie do Rosji. Żeby pokrzyżować szyki zwolennikom biało-czarnych klisz te wyjątki dla Italii nie zostały wywalczone przez obecny rząd, który miał być rzekomo prorosyjski, bo jest w nim Matteo Salvini, lider Lega (Ligi), który szokował chodząc w t-shircie z Putinem czy jest wspierany przez Berlusconiego, który Putina wielokroć wychwalał i chwalił się prezentami od prezydenta Rosji – ale rząd poprzedni, lewicowy!
To doskonały przykład, jak włoski prawicowy gabinet Giorgi Meloni dostawał medialny łomot za coś, co może w kwestii Rosji zrobić, choć tego nie zrobił, a lewicowo-liberalny mainstream zgodnie milczał, gdy takie, w praktyce prorosyjskie, bo antysankcyjne posunięcia, realizował rząd włoskiej lewicy.
To Orbán i Węgry są dziś pod pręgierzem, bo lewicowa koza chętnie skacze na prawicowe drzewo, zupełnie abstrahując od prorosyjskich grzechów różnych rządów w UE, które szły na rękę Moskwie i jednocześnie z tego powodu… potępiały Budapeszt!
Typowa schizofrenia i podwójne standardy…