Tymczasem Polska nie jest w sporze z UE, lecz z unijnym mainstreamem. Unia jest polem gry, a nie graczem. Byłoby lepiej, gdyby opozycja zajęła się stworzeniem własnego programu, zamiast zmyślać łgarstwa na temat programu rządu. Uczestnicy debaty o miejscu Polski w UE powinni zaś uświadomić sobie, że to według tradycji moskiewskiej nie istnieje różnica między byciem opozycją wobec rządu a byciem wrogiem państwa. Nie należy jej przenosić na opis UE, gdzie opozycja wobec mainstreamu unijnego nie oznacza wrogości wobec UE, lecz inny pomysł na naturę procesu integracji.
Spór o kształt Unii, a nie z Unią
Opozycja pozycjonuje się jako siła proeuropejska w kontraście do „antyeuropejskiego PiS”. Czyni tak od czasu, gdy śp. prezydent Lech Kaczyński podjął postulowany pierwotnie przez PO sprzeciw wobec systemu głosowania w Radzie UE, zawartego w traktacie lizbońskim – słynny spór Nicea czy Lizbona, kiedy to najpierw Jan Rokita z trybuny sejmowej wołał w imieniu PO „Nicea albo śmierć”, a potem, gdy PiS poparło to stanowisko, PO zmieniła własne o 180 stopni. PO, świadoma, że straszenie polexitem dodaje jej poparcia, wmawia ten zamiar rządowi, jako dowód na jego realność ukazując każdy sprzeciw wobec uzurpacji obecnego głównego nurtu UE.