Posiadał przecież wszystkie instrumenty państwa: administrację, służby „tajne, widne i dwupłciowe” i oczywisty, również prawnie określony, obowiązek działania. I co? A no właśnie nic! Nic więc dziwnego zatem, że Polacy przedwyborczy przyjazd Donalda Tuska odebrali raczej jako wizytację rewizora z Niemiec lub Brukseli niż przybycie wybawiciela na białym koniu.